Page 97 - Besson&Demona
P. 97

przednim roku byliśmy na praktyce w Moskorzewie. W Krzyżanowicach byli również moi rodzice. Oni zajęli sypialnię na parterze, natomiast ja z Tomkiem pokój na pię- trze. Nagle doszła do nas wiadomość, że na mojego brata (o cera AK) AL wydała wy- rok śmierci. Bardzo szybko przekonaliśmy się, że to nie plotka. Pewnej nocy obudzi- ło nas łomotanie do drzwi. Otworzył ojciec, w progu stał AL-owski partyzant, który przyszedł wykonać wyrok. Nie chciał wierzyć, że brata nie ma w domu. Kazał się pro- wadzić na piętro. Słyszeliśmy kroki na schodach, a potem zbliżające się do naszych drzwi. Nasz pokój był stosunkowo niski, spaliśmy w wysokich staroświeckich łóżkach. Ten człowiek był przekonany, że znajdzie na piętrze tylko mojego brata. A tu zoba- czył nas dwóch. Gdy spytał ojca: „Który twój syn?”, Tomek, mający niemal dwa metry wzrostu, ubrany w niebieska piżamę, wstał na łóżku i sięgnął głową prawie su tu. W świetle latarki wyglądał na jeszcze wyższego. Nieustraszony rycerz krzyknął: „Je- zus Maria” i uciekł, po drodze strzelając do psa, który go zaatakował. Sytuacja, która mogła być groźna, zakończyła się zabawnie.
Mój brat wrócił po urlopie do domu, ale tylko na kilka godzin. Pozbierał najpotrzebniej- sze rzeczy, w nocy przeszedł przez Nidę i poszedł do lasu. Został dowódcą zwiadu kon- nego w dywizji dowodzonej przez Tysiąca, która działała na terenie południowej części powiatu pińczowskiego i w miechowskim. Działał pod pseudonimem Jastrząb.
KRZYŻANOWICE – OSTATNI RAZ
Z moimi ukochanymi Krzyżanowicami wiąże się jeszcze jedna historia, która mo- gła się dla mnie zakończyć fatalnie. Była połowa marca i choć zima była dosyć ostra, to czuć już było w powietrzu wiosnę. Ojciec polecił mi pojechać do Krzyżanowic, aby zapro- wadzić klacz, która miała być kryta w Chrobrzu. Sanna była dobra, jechało się przeto do- skonale. Rzeki, jeszcze skute grubym lodem (choć woda wydostawała się na wierzch i czę- sto płynęła po lodzie), kusiły, aby korzystać z okazji i skracać sobie drogę, przeprawiając się przez nie. Tak też zrobiłem i bez problemów przejechałem Nidę po lodzie.
W Krzyżanowicach zastałem brata złożonego grypą, musiałem więc zostać kilka dni, aby zastąpić go w gospodarstwie. Ponieważ miało się ku wiośnie, postanowiliśmy zro- bić zapasy lodu. W tym celu wycinało się przeręblę i wyrąbywało kawały lodu, które bosakami były wyciągane z wody i odwożone do ziemnej lodowni. Tam, dobrze okryte, pozostawały w niezmienionym stanie do późnej jesieni.
W czasie wydobywania bryły lodu pośliznąłem się i połową ciała wpadłem do wo- dy. Na powierzchni lodu została moja jedna ręka i jedna noga. Na próżno szukałem jakiegoś podparcia, lód był śliski i ostry nurt rzeki wciągał mnie coraz bardziej pod wodę. Myślałem, że to już koniec. Nagle ktoś zaczepił mnie bosakiem i wyciągnął na powierzchnię. Brakowało kilku sekund, żebym znalazł się pod lodem. O żadnym ra- tunku nie mogłoby być wówczas mowy. Mimo że mróz był siarczysty i wiatr zimny,
– 95 –
...O WOJNIE


































































































   95   96   97   98   99