Page 88 - 45_LiryDram_2024
P. 88

  Wystawa
we
wieży
 Danuta Zasada
Wieża stała pośród innych budynków należących do Wodociągów. Szeroka u podstawy, cała z czerwonej cegły przypomi-
nała fragment jakiejś olbrzymiej góry, którą tajemniczy gigant przeniósł jednym ruchem ręki i postawił w środku miasta. Otaczał ją skomplikowany labirynt ścieżek, prowadzą- cych pośród filodendronów, agaw i palm ja- pońskich, rosnących według doskonale wyty- czonego planu na starannie przystrzyżonych trawnikach.
W niedzielę na terenie Wodociągów panował całkowity spokój. Kilku strażników w niebie- skich koszulach stało przy wejściu. Nieliczni, odwiedzający zorganizowaną we Wieży wy- stawę ludzie gromadzili się przy toaletach. Toalety również urządzone były zgodnie z pa- nującym tu duchem kompozycyjnego ładu, i tylko przez przeszklone drzwi z napisem „personel” widać było bałagan, zalegający na biurku stojącym w ciasnym pomieszczeniu przeznaczonym zapewne dla administracji. Bałagan ten niepokoił w otoczeniu pełnym uporządkowania, lecz momentalnie uwagę odwracał kamienny mur z regularnej kost- ki, wspinający się wąskim gzymsem oficyny ku niebu. I już wszystko było w porządku.
Poczucie ładu wracało i można było sądzić, że podglądnięty przez drzwi bałagan był tylko wstydliwym epizodem w otoczonym opieką personelu kompleksie Wodociągów. Weszliśmy do wnętrza Wieży. Jej przestrzeń wypełniona była żelaznym szkieletem scho- dów. Powolne ażurowe windy pięły się bądź zstępowały w dół z lekkim skrzypieniem. Na najniższym poziomie, tam gdzie wchodziło się z rozgrzanego powietrza otaczającego Wieżę w mroczną, chłodną substancją jej wnętrza ko- lor posadzki przypominał uliczny pył. Natych- miast pył ten pokrył nasze ubrania, upodobnił nas do szarych kukieł. Przystąpiliśmy do oglą- dania fotografii. Wszystkie przedstawiały za- kątki portugalskich miast. Wchodziło się w owe biało-czarne pejzaże powoli, pokonując naj- pierw przestrzeń wnęki, w której rozwieszone były poszczególne fotogramy, potem trzeba by- ło się uporać z ograniczeniem, jakie narzucała czarna metalowa rama, i w końcu stawało się sam na sam z motywem tkwiącym w struktu- rze kompozycji niczym uwięziony w pajęczy- nie owad. Trącało się ów motyw czułkami oczu i ukazywał on swoją niewzruszoność, obojęt- ność na pokusę wyrwania się z matni. Leżał, rzec można, płasko i spokojnie, wczuwając się
 86 LiryDram październik–grudzień 2024


























































































   86   87   88   89   90