Page 32 - 27_LiryDram_2020
P. 32
30 LiryDram
kwiecień-czerwiec 2020
Mój wiersz
Na nazwisko mam Podgórnik, nazywają mnie Marteczką Rodzice, a koledzy mówią: Marti. Kochankowie czasem: Martuś, może dałabym im dziecko, gdyby nie to, że są Dla mnie dawno martwi.
Gdy się czyn popełni wredny, żaden glejt już niepotrzebny Żaden ślubu akt
Żaden zgonu akt
Gdy się czyn popełni podły, pomagają tylko modły.
Urodziłam się w Sosnowcu, ale z serca jestem śląska Rodzice w śląskiej chrzcili mnie katedrze.
Szkół wysokich nie kończyłam, ale pilnie się uczyłam I na zabójstwach znam się całkiem biegle.
Mówią mi, że się puszczałam, ale ja po prostu spałam W nie zawsze swoich hotelowych łóżkach.
No rzucajcie kamieniami w mój kurhanik z marzeniami Którego bez wezwania nie opuszczam.
Prawdą jest, że raz zabiłam, we krwi dłonie umoczyłam Lecz tu na ziemi uszło mi to płazem.
Do wszystkiego się przyznałam, przez sekundę żałowałam I będę czynić tak za każdym razem.
[kochali cię profesorowie]
Kochali Cię profesorowie i gwiazdorzy rocka,
Lecz Ty, ciemnooka, nie umiałaś kochać.
Aż do dnia, kiedy przepełniły Cię smutek i wdzięczność. Wdzięczność, że czujesz smutek. Smutek, że tak późno.
Kochali Cię książęta w drogich samochodach,
I tacy, którym hojnie żyrowałaś kredyt.
Kochał Cię pewien lekarz, kardiolog, przystojniak. Tak mocno, że w ogóle nie chciał Cię wyleczyć.