Page 54 - 46_LiryDram_2025
P. 54
o pszenicznych warkoczach, by spleść /sznur życzeń. Potem zanurzą go /w żywej wodzie, wyciągną cebrzyk, / napoją wieś spragnioną życia. Pomimo wprowadzenia pogańskich wy- obrażeń do modlitwy o chrześcijańskiej wy- mowie, obraz poetycki jest mimo wszystko jednorodny i została zachowana konsekwen- cja w prowadzeniu myśli przewodniej utworu. W świecie ludowych wyobrażeń, typowych dla kultury wiejskiej, obok Boga, Matki Boskiej i całej rzeszy świętych, często jeszcze wystę- powały demony, które co przebieglejsi chłopi zaprzęgali do pracy lub zmuszali do uznania zwierzchnictwa boskiego. Tylko dlatego po- łudnice5 mogą napoić spragnioną wiary wieś żywą wodą, która w interpretacjach egzege- tycznych uważana jest za synonim Ducha Świętego.6 W kolejnym apostrofie rosochate jabłonie wzywają Stwórcę, by usłyszał prosty ludowy śpiew na Jego chwałę, jako przeciw- stawienie wyszukanej sztuki: Wysłuchaj Panie nienabożnych / kołomyjek – zawierają mniej / fałszywych tonów niż niejedna / wielogłoso- wa, świątynna kantata. W końcu nie dla siebie, ale dla ludzi proszą o łagodność i wybaczenie: Głupotę cuchą zakryj, zamknij / oczy cerkwi na niegodziwości / i nie każ Panie za grze- chy ojców, obiecując Bogu, że wtedy: ludzie przypomną sobie / smak soczystych sztetyn. Poetyka wierszy Adriany Jarosz, tych naj- nowszych, zawartych w niniejszym tomie jest osobliwa, dlatego że jest jak barwny gobelin utkana z pozornych opozycji: miasto-wieś, dzień-noc, bogactwo-bieda, realne-niereal- ne (w szerokim spektrum od indywidualnych przeczuć, wyobrażeń, wizji i urojeń przez ba- śniowość i magię do zjawisk nadprzyrodzo- nych jak cuda). Posiłkując się porównaniem z tkackiego warsztatu, śmiało możemy powie- dzieć, iż rozciągnięty w czasie recytacji utwór
lub jego zapis na papierze to jakby wąska tka- nina, do której przędzenia potrzebny jest świat realny jako osnowa i nierealny jako wątek. Bo choć tak wiele w tej poezji odniesień do wiary chrześcijańskiej, to nie możemy o niej powie- dzieć, że jest religijna w takim wąskim zna- czeniu, jakie nadaje jej Kościół Katolicki, gdy dominującą cechę utworu stanowi przeżycie jego relacji z Sacrum. Poetka jak wytrawny przewodnik wiedzie czytelnika po swoim wy- obrażonym świecie pełnym wieloznaczności, niedomówień i niespodzianek, prawie każdy wiersz zawiera przynajmniej jeden zaskaku- jący element, czasem jest nim już sam tytuł, jak w przypadku Modlitw malowanych trzciną. Wydawać się może pozornie, że to nic trudne- go do rozszyfrowania: kiedyś pisano calamu- sem7, współcześnie takim piórkiem się rysuje dzieła sztuki. Nie radzę jednak nikomu wycią- gać pochopnych wniosków przed dokładnym zapoznaniem się z całym utworem, którego bohaterem jest Dyduk, postać nazwana8 i wy- kreowana przez Poetkę na wzór wędrujących grajków, tułaczy chodzących od wsi do wsi za lichą pracą, głupkowatych włóczęgów bez domu i rodziny, żebrzących łazęgów, pogar- dzanych przez innych. Kiedy narrator po raz pierwszy go zobaczył, gdy Dyduk niósł parcia- ną torbę wyszywaną / gwiezdnym muślinem i starością, stał się mimowolnym świadkiem cudu. Z jego obszernej relacji, pełnej zachwy- cających opisów przyrody, dowiadujemy się, że wszystko odbyło się w okamgnieniu: Spoj- rzał Dyduk na pomarszczone, / cerkiewne skronie, potem wziął / trzcinę jeziorną i na- malował / najpiękniejszą ze swoich modlitw. Jednak ani słowa, czy suchą trzcinę wyjął z torby, czy urwał świeżą z jeziora? Czy ma- lowanie należy rozumieć dosłownie, czy prze- nośnie? Jedno jest pewne, modlitwa była tak
52 LiryDram styczeń–marzec 2025