Page 105 - LiryDram_16_2017OK
P. 105
teraz leżą za ogrodem
wrośnięte w miejsce spoczynku zieleń wpełza na wypukłość dachu próchno drzew miesza się
z próchnem drewna
okien i drzwi próżno wypatrywać
nic tu po mnie
nie zostało
Magdalena Węgrzynowicz-Plichta Kanikuła
na przyziemny chłód nadmiernie wydelikacone upalnym latem cieszą oczy wędrowców
karnawał bławatnej natury z brzęczeniem w tle aż do ciepłego zmierzchu trwa
przed zamknięciem słodkich kielichów pozdrawiają zapóźnione owady
wiotkie gibkie przysadziste tęsknie wodzą oczyma na zachodzącym słońcem
skłaniają się do snu pochylając pełne pąki na miękkie poduchy – z traw
w mgnieniu oka łąka zasypia
tylko na przelotną z wiatrem chwilę
zanim nie wzejdzie księżyc zanim chór żab nie wypłynie
– – – – – – – – – – – – – na staw
lipiec–wrzesień 2017
LiryDram 103

