Page 176 - 41_LiryDram_2023
P. 176

  Tetmajera, który napisał [48]: Ku mej kołysce leciał od Tatr o skrzydła orle otarty wiatr (...). I do mej duszy na zawsze wlał tęsknot do orlej swobody szał. Ale nie tylko walor miejsca wpływał na ukształtowanie umysło- wości i sposobu myślenia Podhalan. Drugim niezwykle istotnym elementem w tych pro- cesach był fakt różnorodności i wielokultu- rowości środowiska społecznego zaludniają- cego Podtatrze. To tu, na tej górnej Skalnicy, spotykali się i stapiali w spójną całość ludzie różnych nacji z ich odmiennymi obyczajami, mentalnością, mową, zróżnicowanym pozio- mem rozwoju cywilizacyjnego oraz kultury materialnej i duchowej. Eliminowało to sko- stnienie oraz schematyzm działania kształ- tującego się społeczeństwa i zarazem spra- wiało, że stawało się ono otwarte na świat, żądne zgłębiania nowości, elastyczne pod względem życiowym, potrafiące skutecznie podejmować walkę o przetrwanie i odczuwa- jące naturalną potrzebę podążania ku górze. To ono pozwalało kroczyć i piąć się w życiu ku górze jakby zgodnie ze słowami śpiewki: Idzie biyda za biydom, jo tym biydom za- biegom. Kie mie pchajom do dziury, pod- skakujem do góry. I wreszcie trzeci bardzo istotny element, wpływający na umysłowość górali, a mianowicie pasterska profesja wielu z nich. Jej rolę w życiu wielu mieszkańców tej ziemi trudno przecenić. Józef Chojnacki, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, tak opisał swój kontakt z bacą Wojciechem Gą- sienicą Karpielem [49]: Któżby dziś nie pra- gnął, jak ja przed czterdziestu laty, tj. około 1935 r., usiąść obok starego Wojciecha (...) i posłuchać, jak on to juhasował za młodu, przypuszczalnie w latach 1970-1990 ubie- głego stulecia. Nie zrobiłbym mu już przy- krości zarozumiałą uwagą, że na bacę to on
się nie mógł nadać, bo ani pisać nie umie, ani rachować powyżej dwudziestu, to jakże mógłby policzyć ile owiec i od którego gazdy przyjął i jak zrobiłby „ozsad” nie wiedząc, co i ile komu się należy. Ze smutną dumą od- powiedział mi wtedy, że „dwadzieścia ro- ków chodzowoł do hol, piytnaście juhaso- woł i całom bacowskom robote zno, nigda mu ani jedna owca nie chybiała (...). Stary Wojciech z trudem zginał spracowane palce, by w tajemniczy, sobie tylko znany sposób, zsumować na jednej ręce owce, dniówki, na- leżności. Inny, bardzo wiele dający do my- ślenia przypadek opisał Józef Kolowca [50]. W połowie XIX stulecia wójt z Zubsuchego Jan Małkuch zakupił w imieniu gminy od Homolacsa lasy za ogromną w owym czasy kwotę 36 000 reńskich austriackich. Wtedy to: Zbierał pieniądze od ludzi, którzy chcieli kupić jakiś kawałek lasu i sam wręczał na- leżność wraz z odsetkami Homolacsowi. Po- nieważ był niepiśmienny, aby się w tych za- wiłych rachunkach nie pomylić, robił w bia- łej izbie na ścianie paznokciem sobie tylko wiadome znaki. Gdy transakcja została za- kończona, trzy płazy pod oknami w białej izbie były porysowane paznokciem, że nikt nie był w stanie tego rozszyfrować prócz niego samego. Przy tym nie pomylił się ani co do halerza!. Tajemnica tych i bacowskich rachunków tkwi w znajomości stosowania starorzymskiej metody liczenia numeratio per digitos, czy też w ogóle umiejętności li- czenia przy użyciu cifrowanyk bucków, a na- wet kapelusza z kostkami, co w tym ostat- nim przypadku odnajdujemy w słowach pie- śni: Stoji baca pod bukiem, cito owce kłabu- kiem. Wiedza ta z pokolenia na pokolenie przekazywana, wśród posiadających ją ludzi bezsprzecznie wyzwalała chęć zgłębiania
174 LiryDram październik–grudzień 2023
































































































   174   175   176   177   178