Page 95 - 43_LiryDram_2024
P. 95

Kati Fado
głodne łabędzie
ślepe – wyrastają z jeziora ze świtem, na który czeka
nikt. o pięknym imieniu jak Gilard albo Aleksander,
albo to przejście przez sen – kończący się wielką, czarną plamą, pulsującą we wnętrzu lilii.
śmierć to tylko gnijące liście.
i one znają ten rytuał – poranny śpiew.
tworzymy lepszy świat – powtarzają z refrenem,
wierząc w halucynacje.
niedokręcony kurek, na przykład, w ślepej kuchni,
przypomina kroki, one kojarzą bieg – niewidomego do morza.
ale naprawdę umierają w zamkniętej przestrzeni, pod stołem, gdzie brakuje korzeni i źródeł, ulegają rozkładom
roli, do której zostały poczęte
w nocnym ekspresie przez pikujący deszcz.
zapominają o ukąszeniach
z miłości. choć błogo-sławią
rój fanaberii, karoten, esy-floresy much na jasnych barwach śmierci,
wszystkie te nowoczesne postanowienia jak wolne rodniki, eliksiry młodości,
czy lakier – nagle zdrapany w zgliszczach, nad-realnie wydłużający ich szyje.
to moje ręce, moje – jak krzywa naukowca Hilbert’a, jednoczące wszystkie punkty światła,
w sumie drgań, w różnicy odrętwień,
przed ostatecznym cięciem z pierwszym mrozem podejrzane – uciekają w bezpieczne,
jedwabne miejsce, gdzie majaczą
w pewnym gatunku tańca lub mgły.
pytają o ciebie – na krawędzi każdej strony
z pamiętnika nieprzewidywalnej suszy – w płaczu kociąt, i z różańcem łaszących się dziewic,
modlą się wlepione w wosk samotnej świecy,
gdy na kolację podają – czarną polewkę,
gorzkie żale, łabędzi śpiew.
kwiecień–czerwiec 2024 LiryDram 93





































































   93   94   95   96   97