Page 133 - 32_LiryDram_2021
P. 133
współtwórcami tego sukcesu jej męża. Sama realizowała się tak, jak w danej sytu- acji mogła. Żona artysty i matka jego dzieci przebierała je i siebie w złote stroje kosmi- tów, a w trakcie plenerów oraz kongresów rysowników malowała i rysowała z nimi ko- lorowymi kredkami.
To musiało wystarczyć, przecież sama tak wybrała. Albo raczej: to rycerz w złotej zbroi (projekt: „Ślub artysty”) ją wybrał na muzę. Czy wybranka powinna była bezwarunkowo zatracić się w tym szczęściu?
Od zawsze artyści mają zniewalającą osobo- wość i hipnotyczny urok, któremu nie sposób się oprzeć czy postawić jakieś granice. Nic no- wego, biegają za nimi studentki, kuratorki, ko- lekcjonerki, dziennikarki i reżyserki. Przykładów możemy wymienić sporo: Amadeo Modigliani, Salvador Dalí, Pablo Picasso itd.
Wszyscy oni mają w sobie coś przesadnie teatralnego, ale i wiele gracji, objawiającej się w sposobie, w jakim każdy artysta pakuje się w liczne kłopoty i jak sprawnie się z nich później wykręca. Prawie każdy z nich był lub jest osobnikiem trudnym, ekspresyjnym, emocjonalnym, zagubionym, nieprzystoso- wanym i często destrukcyjnym. Nawet jeśli z natury swojej osobowości jest inny, to dba o to, żeby świat tak go postrzegał. Robi tak oczywiście dla swojej korzyści oraz aby nie zawieść licznych wyznawców, którzy wierzą, że wielki artysta musi być „nienormalny”, by być twórczym i tworzyć w stanie wzburzonej euforii lub innej świadomości.
Dlatego artyście zwykle wszystko się wyba- cza, ale zbuntowanej muzie czy niepokornej artystce – raczej niewiele.
Jak pokazuje historia sztuki, życie muzy z ar- tystą nigdy nie było łatwe, ponieważ pra- wie zawsze kończyło się jakąś huśtawką
emocjonalną, utratą siebie, a niekiedy na- wet wielką tragedią.
Zatem partnerka artysty, aby sprostać temu wyzwaniu, chce przemienić się w perfekcyjny wzór, na którym można oprzeć całą konstruk- cję niestabilnego życia i wielkiego dzieła. Staje się dzielną heroiną, która gotowa jest znosić artystyczną ekspresję, wybuchy gniewu, a po nich ekstremalne akty uwielbienia. Muza musi zapomnieć o sobie, aby w tym wszystkim być troskliwą, wyrozumiałą, kochającą i opiekuń- czą. Jednak z czasem, nawet będąc najzdolniej- szą muzą, a zarazem domową siłaczką, można czuć się niedocenioną, pomijaną i zmęczoną. Może być smutno, gdy najbliższe otoczenie nie widzi żadnych zasług i nikt nie zauważa, jak bardzo muza się stara i jak jest jej czasem ciężko, ale mimo wszystko jednak radzi sobie w tej trudnej rzeczywistości.
Wydawałoby się, że na takim etapie arty- styczna przygoda Juli Matei jako samodziel- nej twórczej osobowości powinna się zakoń- czyć. Wymagająca rola matki i być może brak należytego wsparcia, troski i realnej pomo- cy w rozwoju talentu oraz obniżenie poczu- cia własnej wartości – utrwaliły zależność, która automatycznie wpisała ją w klasyczny schemat: modelki, muzy i opiekunki artysty. Trudno, takie jest życie. Jakby świat wyglądał inaczej, to byłoby więcej artystek, a w książ- kach do historii sztuki łatwo znajdowaliby- śmy wyczerpujące informacje o takich oso- bowościach, jak: Iaia z Kyzikos, Sofonisba Anguissola, Elisabetta Sirani, Artemisia Gen- tileschi, Judith Leyster, Levina Teerlinc, An- gelika Kauffmann, Rosalba Carriera i o wie- lu innych, a nie sporadyczne wspomnienia o tym, że obok wielkich artystów tworzyły również kobiety, np.: Berthe Morisot, Frida Kahlo czy Tamara de Lempicka.
lipiec–wrzesień 2021
LiryDram 131