Page 43 - 32_LiryDram_2021
P. 43

w stosunku do pozostałych ziemskich stwo- rzeń. Dyduk żyjący w pełnej łączności z na- turą, niczym człowiek u zarania swoich dzie- jów, podlega jej prawom i niczym romantycz- ny bohater, stwierdza: Choć umysł każe mi wątpić – wierzę. Wierzę, bo czuję. Nieprzypadkowo mottem książki Jarosz uczy- niła słowa: „Ważniejsze od przetrwania jest zachowanie swojego człowieczeństwa” (Geo- rge Orwell), a pierwszym wierszem utwór pt. Święty Bartuś od (głu)ptaków, w któ- rym podmiot literacki przedstawia się tak: Jestem bezpamięcią, przerażeniem i jedną z cnót. / Kimś, kogo nie wspomnisz lub po- gardzisz – owadzim / truchłem. Przywra- cam światy praojców i noce / prakochanek, uciekam od pragnień cięższych / niż kamie- nie skąpane w woni jaśminowców. Na ko- niec stwierdza: (Nie) jestem tym, za którego mnie macie, / a tym, który zamyka siebie w czterech ścianach / wyobraźni – niepo- czytalnym z aureolą w dłoni. Bohater zo- staje naznaczony świętością, jako ten, który zachował niewinność, wolny od złych cech nabytych przez homo sapiens w miarę roz- woju cywilizacji.
Autorka ukazuje obraz człowieka, który za- pragnął panować nad światem i poczuł się bogiem decydującym o wartości życia innych stworzeń, w tym ludzi, którym odmówił czło- wieczeństwa. Wiersze zebrane w trzeciej czę- ści książki Sine wiry są poruszające, wręcz wstrząsające w odbiorze. Pojawiają się w nich nazwy własne, przez co miejsca zniewolenia i pohańbienia człowieka straciły anonimowość i choć poetka przemawia subtelnymi obraza- mi, to zetknięcie jasnego świata ofiar z ciemną siłą katów wdziera się w świadomość czytel- nika krzykiem – ku pamięci tych pierwszych i przestrodze przed drugimi.
W utworach Adriany Jarosz oblicze natury po- zbawionej niszczycielskiej ingerencji ludzi wy- daje się niezwykle kuszące. Szczególnie urze- kają wiersze pobudzające wszystkie zmysły, w których oprócz wspomnianych środków sty- listycznych, w mistrzowski sposób stosuje ono- matopeje, dzięki czemu stajemy się uczestnika- mi niezwykłych koncertów, z muzyką brzmiącą w wyobraźni jeszcze długo po tym, jak staje czas i dyrygent-miesiąc kończy Koncert przy sennym młynie, lub kiedy miejski księżyc – ratuszowy, z Preludium opolskiego gasi okienne światła i nastaje pokoncertowa cisza. Pięknie „grają” też utrzymane w charakterze danego gatunku wiersze: Bossa nova, czy Recital. Muzyka sta- nowi bardzo ważny akcent w tej poetyce. Jest ponadczasowa, łączy bogate elementy w prze- strzeni świata współczesnego i dawnego, łago- dzi ból egzystencjalny, wprowadza harmonię, sama uporządkowana ruchem ptasich skrzydeł niczym metronomem. W wierszach zebranych w Krawcu snów, (jak i w poprzednich książ- kach), odgrywa ważną rolę, niektórym z nich Autorka otwarcie nadaje formę błagalnej lub dziękczynnej modlitwy. Zanoszą ją byty żywe, a nawet nieożywione, jak kamienie, czy już nie istniejące, jak spalona cerkiew, do najwyższej Istoty, która jest początkiem i końcem – uni- wersalnej, noszącej znamiona wielu, a może wszystkich religii.
Poetka nie widzi rozwiązania w alienacji czło- wieka w ekosystemie, w którym funkcjonuje. Dyduk, dzieląc się w wierszu złym doświadcze- niem, bezpiecznie czuje się wśród ciemnozielo- nych ścian lasu, na mchowym materacu pach- nącym jesienią, igliwiem i grzybami, przywołuje we wspomnieniach swoją babkę, a w wigilijnej modlitwie prosi o dom, w którym wiódłby życie w otoczeniu przyjaznych zwierząt i ludzi. I choć obecność ludzi poetka nierozerwalnie połączyła
lipiec–wrzesień 2021
LiryDram 41





























































































   41   42   43   44   45