Page 74 - 34_2022_LiryDram
P. 74

  sacra – jakby dopominał się ostatniego sakra- mentu. Po paru godzinach dopowiedział „z za- mkniętymi oczami, coraz bardziej tracąc przy- tomność, coraz bardziej zanurzając się w sen, niewyraźnie i wolno:
Wkrótce odejdę w dalekie strony
Jak sucha trawa, zwiędły liść rzucony.
Tylko to – ten dwuwiersz – można było jesz- cze zrozumieć; reszta utonęła w niewyraźnym, bełkotliwym szepcie”.
Podobno jakiś czas wcześniej prosił żonę Mag- dalenę, żeby po jego śmierci przekuto mu serce. Bał się, że w trumnie może obudzić się z letar- gu. Żona jakoby dopilnowała tego.
Został pochowany na cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Podczas pogrzebu żegnała go rodzi- na, tłum przyjaciół i wielbicieli. Były wystąpienia nad trumną, ale wszyscy uczestnicy ceremonii ze wzruszeniem wspominają przemówienie pa- ni z Towarzystwa Ochrony Przyrody i Przyjaciół Zwierząt na Sadybie, która powiedziała: Któż nam będzie teraz karmił ptaszki w zimie, kiedy Pana zabrakło, Panie Stanisławie?.
Stanisław Grochowiak pozostawił po sobie spo- rą półkę tomików świetnej poezji i opowiadań, trzy powieści, dziewięć sztuk teatralnych i słu- chowisk (przez siebie nazywanych skromnie „formami dialogowymi”) oraz filmy nakręco- ne na podstawie adaptacji własnych utworów. Przypominają o nim również ulice jego imienia w Lesznie, Opolu, Poznaniu, Warszawie i we Wrocławiu oraz pomnik znajdujący się w ro- dzinnym Lesznie.
Mimo że mieszkałem na osiedlu parę ulic da- lej, niemalże tak długo jak poeta, prawie nie znaliśmy się. Wielokrotnie widywałem Stani- sława Grochowiaka na Sadybie, ale przedsta- wiła nas sobie dopiero moja mama. Od tego czasu kłaniałem się poecie. Zapamiętałem Stanisława Grochowiaka jako mikrej postury
mężczyznę w nieco za dużym ubraniu. Ze starym, niestarannie zasupłanym krawacie, w rozpiętym prochowcu z MHD i w szaliku w tureckie wzory. Jak na człowieka młodego nosił się dość nieciekawie, ale trzeba pamię- tać, że w tamtych czasach trudno było ubie- rać się niestandardowo.
Nieco innego, ale i zdecydowanie młodszego wiekiem zapamiętała go Maria Dąbrowska, pi- sząc w Dzienniku pod datą 8 grudnia 1960 ro- ku: Po południu wizyta Terleckiego i Grocho- wiaka. Grochowiak ma 26 lat i pięcioro dzieci. Jest też odpowiednio mizerny. Sympatyczna twarz o cienkich rysach.
Na Sadybie rodzina Grochowiaków zamieszka- ła w 1958 roku, w bloku, w którym aktualnie mieszkam, na trzecim piętrze, obejmując lokal na poddaszu pod adresem Morszyńska 3/7. Grochowiakowie mieszkanie to kupili od spad- kobierców malarza Stanisława Czajkowskiego zmarłego w 1954 roku, który miał tam pra- cownię malarską i latami w niej pomieszkiwał. Chociaż poeta mieszkał w Warszawie w różnych miejscach, między innymi ze swoją muzą Marią Sołtyk na Saskiej Kępie, czy też w pracowni przy ul. Czerniakowskiej 56/47, to chyba najbardziej lubił mieszkanie na Sadybie. Mimo że mieszkał na Morszyńskiej długo, niezmiennie uważał, że w mieszkaniu straszy „stary Czajkowski”. Grochowiak czuł, że na Sadybie znajduje się jego azyl. Lubił ówczesny klimat podmiejskiego osiedla. Zabudowania i otaczająca przyroda za- pewne przypominała mu Leszno. Utrzymywał bardzo dobre stosunki z sąsiadami. Był lubiany. Wrósł w środowisko tego oficerskiego bloku. Parę wierszy poświęcił Sadybie. Mnie to urze- ka, a może nawet imponuje, nie ma bowiem zbyt wielu strof poświęconych dzielnicom czy też częściom Warszawy. Nawet pisanych przez innych poetów.
72 LiryDram styczeń–marzec 2022























































































   72   73   74   75   76