Page 86 - 34_2022_LiryDram
P. 86
duchowego pejzażu. Może przyniosą w opłotki prywatnej odrębności inny sens, inne spojrze- nie, inny niedopowiedziany (koniecznie) obraz. Może uda się wyłowić z transcendentnej pa- noramy kamyczek alegorii, który w zderzeniu z taflą człowieczej wrażliwości spowoduje ci- chy plusk i koliste emanacje refleksji. Może da się ogarnąć strukturę wszechrzeczy, zasiedlić bezpieczny ląd, do reszty odciąć od tej fałszy- wej karykatury, codziennej ohydnej parodii legendarnej arkadii.
Chwyciwszy kończynę pochylonego klo- nu, momentalnie przeszywa mnie żywicz- ny krwiobieg. Staję się konarem odczuwają- cym nawet najbardziej nikły impuls pneumy pielgrzymującej pośród leśnych zborów. Na- bywam wrażliwość na wietrzną gawędę. Na eteryczny wierszelest nobliwych dębów. Roz- trząsam odwieczną legendę skrytą pod łu- bem i stają się czytelne inskrypcje wygryzione przez korniczych skrybów. Wersety astralnych przebłysków. Akapity kabalistycznych formuł. Rozdziały z podrozdziałami przeróżnych opcji trwania. Czyli wszystkiego, co składa się na biblię starodrzewnego wyznania.
Xsięga ogromnieje, puchnie od tajemnej opo- wieści alternatywnych ojczyzn obok realnego świata, dla którego jestem wzgardzonym: he- retykiem i poetą, autystą i poganinem. Toteż pozwalam się unieść w odosobnienie. Odręb- ność pogłębia tożsamość z tym, co za mar- ginesem intencjonalności, co jest tajemnym zakamarkiem spełniającym funkcję depo- zytariusza pamięci. Co jest urzeczywistnie- niem natchnionych pragnień jaźni wybudzo- nej z tzw. życia. Oto przeszłość już nie wyma- ga odsypiania, ponieważ zostaję nominowany do inkarnacji w szczeliny pomiędzy wymiara- mi. Zatem trwa nadal, co umarło w landzie trywialnych populacji. Uwięzionych w sobie,
a zarazem spacyfikowanych w gminnej zagro- dzie. O oczach kaprawych, niemogących do- strzec nic innego poza rują somatycznych de- terminacji. Zatem nadal trwa... w zapachach, muzyce, w labiryntach słownych bez początku i końca. W tych metaforycznych idiomach wy- wlekających z realności nitki misteriów.
W enigmatycznej, pozbawionej granic faktycz- ności rozrasta się szlak do nadziemskiego mi- ru. Do akwenów gdzie w oczeretach szumią interpretacje obrazów wypatrywanych przez wilgotne, jeziorne źrenice. Ich mierzwione pneumą lustra rodzą paradoks. Im bardziej spo- glądam w dół, tym mocniej wchodzę na wyży- ny lirycznej konstelacji. Mało tego, odwrócone odbicie, to również pierwocina „innego spoj- rzenia”, refleksji, którą zawsze można porów- nać z oryginałem. Wystarczy podnieść głowę i wtopić spojrzenie w chłonną nieskończoność. Następnie załapać się choćby na iskrę tej aury i wyłowić co jeszcze nieobumarłe z plemienia oczarowanego konstytucją cielesności. Co po- zostanie, niech toczy się swoim rozkładem.
II
Kiedy na miasto opada zmrok, przychodzi las. Słój po słoju obala każdy dogmat. Każdy niekwestionowany pogląd na rzeczywistość. Zmienia się percepcja, a prawda zagnieżdża w ciemności. Cała prowizoryczność dziennej luminacji zostaje obnażona. Nareszcie moż- na zanurzyć się w odcienie i ciepło czerni. Jej nagle wyjawionych, przychylnych atry- butów skrytych pod mroczną otuliną. Rodzi się immanentna wspólnota z przerośniętymi cieniami, a błędniki myśli odnajdują pewną opokę na skrajach uroczysk. Plenią się chasz- cze o gęstwej wierze w zalesienie. Tymcza- sem w bezpiecznej nizinie grzybnia o aroma- cie młodzieńczych wypraw sączy prawdziwne
84 LiryDram styczeń–marzec 2022