Page 85 - 34_2022_LiryDram
P. 85
Odchodzenie w xięgę
(iluminacja jednej przechadzki) Pamięci matki
Piotr Prokopiak
Kiedy na miasto opada zmrok, przycho- dzi las. Ściany domów powleka łykowaty naskórek, natomiast w wytłumionych mchem
zaułkach rozrasta się treściwy, lunarny wielo- wymiar. W sferze jesienno-zimowej jest bar- dziej gęsty i milczący. Przyjazny zjawiskowym sarnom o oczach bezpiecznych, nasyconych głębią genialnych epok. Widma wydziedziczo- nych z materii przemykają chaotycznie. Roz- palone szelestem Heretyckiej Xięgi, poszukują tożsamości w nostalgicznie wertowanej mito- logii ożywianych zmurszeń. Niezwłocznie roz- szerzają się labirynty egzegezy. Stymulowane dreszczem przybierają nowe formy, dekoracje i obrzędy. Aczkolwiek to dopiero, i aż początek. Zaledwie pogłos starożytnego en arche en ho logos*. Zarzewie gromadnych myśli kosmo- su, pośród których jestem... zaledwie pyłem. Gdzieś poniżej, w gęstwinie podprogowych i łzawo podmokłych źródeł, rozlega się se- kwencja dźwięcznych impulsów. Jakby do- tychczas nieodkryty, seraficzny maestro po- chłonięty w alchemicznym rytuale tworze- nia snuł za pomocą fortepianu melodię... Takie udoskonalone, psychodeliczne Adagio
sostenuto z „Sonaty Księżycowej” van Beetho- vena. Uniesiony własnym uniesieniem, wzru- szony wzruszeniem, przekłada na brzmie- nie tęsknotę za esencją albo kamieniem fi- lozoficznym mającym zapewnić wiekuistość w rozlicznych wibracjach piątego wymiaru. To z kolei wprawia w drżenie syte chlorofilu liście. Jak gdyby wahające się, niewiedzące, do jakiego adresata mają opaść. Kontempluję muzykę ciszy i dudnienie odmian ciemności. Zagłębiam się w ostępy spirytu- alnych zadrzewień. Co zewnętrzne, nama- calne, sztampowe w agresywnej fizyczności, budzi odrazę. Wszak jakiekolwiek wzniosło- ści dwunożnych populacji, rażą prowizorycz- ną manifestacją banału. Chroniczną powta- rzalnością plagiatów. Ordynarną manifestacją materialistycznej idei Wieży Babel. Tak więc rejteruję w swoistą enklawę książnicy wspo- mnień wszechświata. Zaczytuję się i wydrapu- ję, rozsupłuję siebie z pętli doczesności. Otwie- rając mnogie prospekty imaginacyjnych eks- kursji, tworzy się owocująca paleta intymnych metafor. Wypuszczam je niby ptaki do nigdy niekończącej się i niedookreślonej penetracji
styczeń–marzec 2022 LiryDram 83