Page 41 - 40_LiryDram_2023
P. 41

bohaterom, lęk o nich, nasze łzy czy gromki śmiech, nasza ciekawość tego, co się stanie dalej, są szczere, autentyczne, właśnie nasze – nie gramy przed sobą swoich uczuć i emocji, przed sobą nie występujemy na żadnej scenie. Łatwość, z jaką udało się poezji Jerzego mnie uwieść, wprowadzić jak w Listach w świat wyobraźni wyzwolonej (by skorzystać z okre- ślenia Brzękowskiego), wyobraźni nieprawdo- podobnej, tłumaczę tym, że od strony środ- ków poetyckich Jankowski operuje językiem zwyczajnym, językiem prostej naturalnej wypowiedzi. Gdyby to była proza, to powie- dzielibyśmy nawet, że językiem felietonowym czy sprawozdawczym, co powoduje, że mię- dzy czytelnikiem a przekazem nie ma żadnej bariery. Mówiąc jeszcze inaczej, Jurek swą poezją nie tylko w Listach właściwie od po- czątku – może poza poezją graficzną, któ- ra mnie mniej ujmuje – dowodzi w sposób przekonujący, że w poezji nie trzeba wymy- ślać własnego języka, tych wszystkich wy- dumanych porównań, hiperboli, zapętlonych metafor, wyszukanych przerzutni czy innych wynalazków i zestawów słów, które teraz można chyba tworzyć komputerowo. Takie wynalazki, a przynajmniej ich nagromadze- nie (mam czasami wrażenie, jakby poeci brali tu udział w jakiejś przedziwnej licytacji: kto więcej i dziwniejszych zbitek językowych wymyśli) czynią mnie coraz bardziej zagu- bionym i bezradnym, nic nierozumiejącym, po prostu głupim mimo doświadczenia i du- żej spolegliwości wobec tekstów i autorów. Tymczasem Jurek dowodzi, że nie trzeba wymyślać własnego języka, ALE TRZEBA WYMYŚLIĆ WŁASNY SPOSÓB UŻYWANIA naszego wspólnego języka. Powtarzam: wła- sny sposób używania języka do opisu tego, co chcemy powiedzieć. Tak się przechodzi
do historii literatury, poprzez własny sposób, a nie metaforą, metonimią czy czymś w tym rodzaju. Zróbcie sobie Państwo własny test, próbując przypomnieć (nawet wśród ulubio- nych autorów czy też w poezji własnej) jakąś metaforę czy inny środek artystycznego wy- razu, który został w naszej zbiorowej pamięci jako znak rozpoznawczy danego autora albo jeszcze lepiej, który to autor tym znakiem rozpoznawczym wpisał się w powszechną historię naszej literatury.
Okaże się, że zostanie nam herbertowski Pan Cogito, Skumbrie w tomacie Tuwima, no jeszcze prawie cały Leśmian (ale jego pasję nowego słowotwórstwa nawet trudno za- pamiętać, nie mówiąc o tym, by powtórzyć) i dalej mam już problem, bo mam świado- mość, że np. Grochowiaka karabela na stry- chu nie od razu nam przyjdzie na myśl, a już czarny polonez nie wszystkim skojarzy się akurat z Gąsiorowskim. Przez sposób uży- wania języka w poezji na pewno rozpozna- walny jest Tuwim, rozpoznawalny jest Róże- wicz (choć jego sposób rozpuszcza się powoli w oceanie naśladowców „piszących Różewi- czem”, bo to się wydaje łatwe; na margine- sie: pozory mylą, ta łatwość naśladownictwa jest bardzo powierzchowna, łatwo ulec złu- dzeniu tej łatwości). Rozpoznawalny będzie Miłosz, przy pewnej wprawie wspomniany Grochowiak ale już niekoniecznie Herbert, chyba, że po – nazwijmy to – „didaskaliach”, tym całym opakowaniu, którego używa, czyli po tych wszystkich Marsjaszach, Orfeuszach itd., ale oni równie dobrze mogą wprowadzić w błąd, bo wielu używa i Mitologii, i Staro- żytności.
Podkreślam tę różnicę między poszukiwaniem nowych metafor, przenośni itd., a poszuki- waniem nowego sposobu używania języka,
lipiec–wrzesień 2023 LiryDram 39






























































































   39   40   41   42   43