Page 70 - 42_LiryDram_2024
P. 70
Ale w końcu zdarzył się przełom w postrze- ganiu tego miejsca. Ktoś zapalił znicz na Ja- snej Polanie.
Płonące światełko zaniepokoiło mieszkańców jak ogień. Przyszli
na Polanę i patrzyli. Nikt nie zgasił płomienia. Na szczęście był wiatr
i światełko zgasło. Słoik po zniczu leżał długo, aż przykrył go ciężki śnieg i lód zimy stulecia. Szukali między sobą zdrajcy, Żyda, Niemca, Polaka. Sny niespokojne leczyli samogonem, brzydkim stosunkiem, krzywdą słabszych.
(s. 15)
A jednak z czasem, wraz z pojawieniem się dzieci, z którymi „nowi ludzie” odwiedzali Po- lanę, ich stosunek do niej się zmienił.
Po przekopaniu Jasnej Polany stało się jasne, że znaleźli ludzi, a nie złoto. I byli wściekli, dlatego przez lata ignorowali tamtych ludzi i mieli ich za nic. Ale
czas płynął i łagodził wszystko. Pojawiły się w końcu ludzkie uczucia i pojawił się zwyczajny ludzki smutek, który
[...] dopomina się, doprasza dobra, współczucia i troski. Bo jak to, przecież to, co leżało między korzeniami, było ludźmi i za takich zaczęli ich uważać.
(s. 21)
W opowieści Kłos bardzo mocno wybrzmie- wa problem tzw. nieswojości, czyli braku po- czucia zakorzenienia przesiedleńców na tzw. Ziemiach Odzyskanych, problem z poradze- niem sobie z niechcianą, „poniemiecką” prze- szłością miejsca, które się zajęło. Pierwszy
raz przeczytałam o nim w książce Nieswo- jość2, która jest zbiorem fotografii i tekstów wybitnych autorów (m.in. Tokarczuk, Ma- liszewskiego), pod redakcją Agaty Pankie- wicz i Marcina Przybyłki. Ta dwójka foto- grafów pokazała architekturę Dolnego Ślą- ska w sposób dla wielu bardzo zaskakujący – zetknięcia się dwóch cywilizacji: przedwo- jennej niemieckiej i PRL-owskiej. Te obrazy stały się przyczynkiem do dyskusji o zako- rzenieniu lub jego braku przez mieszkańców Ziem Zachodnich, o budowaniu przez nich nowej tożsamości Dolnego Śląska. Książka Agnieszki Kłos brzmi bardzo kompatybilnie z podjętym tam dyskursem.
Oni musieli żyć między żywymi
a martwymi, wrzuceni na skrawek drugiej części lądu, okpieni, obcy względem rodzin niemieckich, rosyjskich, żydowskich i polskich. Kim byli zatem? My to tutejsi – mówili kiedyś. Teraz zaś nie byli ani „nimi”, ani „tutejszymi”.
Ktoś podarował im domy i miasta dopiero co opuszczone, z obiadami
na stole, i powiedział: bierzcie i czyńcie sobie poddanym, a my wam powiemy,
ile to jeszcze potrwa. Dlatego czekali.
Nie zapuszczali korzeni. W trwodze
i przysiadzie, rozglądając się i żyjąc jedynie w połowie. Bo choć między rzadkimi drzewami widzieli niebo,
a wokół świat, nie było to ich niebo ani ich świat. A wszystko wokół wyższe
o stopień cywilizacji, ale wrogie,
bo pochodzące od wroga.
(ss. 24-25)
Jak widać, Kłos okazuje się mniej surową sędzi- ną niż to mogło wydawać się na początku książki.
68 LiryDram styczeń–marzec 2024