Page 121 - 23_LiryDram_2019
P. 121

oddychać mogę tylko modlitwą.
Motyw przemijania w ekspresyjnej liryce Beaty Kępińskiej przewija się na różnych płaszczyznach: od meta zycznych przez  - lozo czne do zjawisk codziennego zwykłe- go empirycznego doświadczenia, ale na- wet ono uzyskuje wtedy wiele elementów magicznych, bo zwykle takim nasyconym w metafory obrazem operuje poetka. W liry- kach gęstych od emocji, żalu i bezsilności, wywołanych smutkiem i lękiem z powo- du choroby serca, tak naprawdę, choć ce- lowo podskórnie, analizuje wpływ przezna- czenia jako fatum i rolę przypadku. Stara się zbadać to wszystko, co dzieje się z jaź- nią, ciałem i duszą – odrzucić to, co wydaje się stereotypem, a zatrzymać te stany i na- pięcia, które są obiektem własnych obser- wacji. Trafnie odwołuje się do motywu Eu- rydyki i Orfeusza, pośmiertnej łodzi Charo- na płynącej przez Styks i toposu tratwy jako ratunku z żywiołu życia. Nie jest katastro-  stką, ale też nie apologetką zastanej mo- ralności, choć w innych utworach, bardziej skierowanych na obiektywną rzeczywistość, podkreśla pozytywne relacje między ludź- mi W jej twórczości nie ma nic zwyczajne- go, wszystko jest mniej lub bardziej osobli- we, wszystko jest przesycone niezwykłością i miłością, a paradoksem jest to, że szcze- gólnie wtedy, gdy podmiot liryczny odczuwa jej dotkliwy brak. Poezję tę cechuje także bo- gactwo środków stylistycznych, co nie tylko wynosi ją na wyżyny sztuki, ale czyni przez to bogactwo ciekawszą w odbiorze, bo dzia- łając na wyobraźnię, także głęboko oddzia- łuje na emocje czytelnika, pobudzając go do re eksji.
Beata Kępińska
Rozstanie z domem
jak przez mokre szkło spoglądam na dom
mój jeszcze tylko przez chwilę
surmia właśnie zaczęła się stroić rosną falbaniaste liście
szykuje się do kwietnego zatrzęsienia ptaszkom dopiero co wyklutym z jajek za ciasno już w dziuplach i gniazdach niezdarnie podlatują
na okno i na werandę
siadają na wprost mnie
i dziwią się łapczywemu patrzeniu trwam w bezruchu w nadziei
że może wyrosną mi korzenie
i zostanę obok krzywego modrzewia bardziej niż ja ludzkiego
jak zabrać ze sobą
te ptaki z ich gwizdem i śpiewem podobnym do radości przedszkolaków jak nawąchać się białego jaśminu
na wszystkie czerwcowe noce
aż do końca ziemskiej egzystencji zamknę w zakręcanych słoikach soczystą zieleń trawy
udrę kawał nieba
i schowam na piersi
błękit ze słońcem
i dmuchawiec obłoku
żeby mieć na otarcie łez
podczas słotnej miejskiej jesieni dumne ciemnopąsowe róże
o płatkach z chłodnego weluru
i mocnych ostrych kolcach
zabiorę w sercu na zawsze
będzie odtąd krwawić
przy każdym skurczu
kwiecień–czerwiec 2019 LiryDram 119


































































































   119   120   121   122   123