Page 29 - 05_LiryDram
P. 29

mu spokój, bo wiedzieli, że teraz w każdej chwili mogą Jastrzębia schwytać. Zresztą z czasem nawet go polubili.
A Jastrząb i Dziewczyna nauczyli się ze sobą rozmawiać. Ten jej głos. Jastrząb nie mógł go porównać do niczego, co dotąd było jego szczęściem tam, na wolności. Głos Dziewczyny był nawet wtedy ładny, gdy padał deszcz. I Jastrząb pokochał ten głos – bardziej niż złoty wiatr, bo słuchając go zapominał o nowym życiu. A zmienił się bardzo. Nie umiał już teraz polować. Przy- tył. Nie budził grozy. Któregoś dnia, siedząc na ramieniu Dziewczyny idącej przez wieś, uświadomił sobie, że teraz jest w jej życiu tylko dekoracją. Więc powinien nauczyć się już tylko jednej sztuki – niepamięci. Ale czy wtedy będzie szczęśliwszy? – Powinie- nem cieszyć się, że przyniosłem szczęście Dziewczynie – pomyślał. – Że jestem obiek- tem zazdrości ze strony jej koleżanek. Jed- nak daremnie próbował sam siebie prze- konać. Taki stan rzeczy nie przynosił mu satysfakcji.
Jastrząb coraz częściej u boku Dziewczy- ny spostrzegał istoty, z których jedna kie- dyś go ukrzyżowała. Więc już nie był w jej życiu jedyny. Musiał dzielić swoją rolę i to z kim, ze swymi oprawcami. Zaczął tedy żałować podwójnie, że nie umie odlecieć.
Bo wówczas zostawiłby po sobie tęsknotę, gniew, może oczekiwanie. A Dziewczyna? Czy dlatego ocaliła mu życie, ponieważ wiedziała, że skrzydła nie uniosą go wię- cej? Będąc w jej zasięgu co w niej wzbudza teraz? Czym może ją obdarować? Przyniósł kiedyś mysz, ale Dziewczyna wyrzuciła ją i długo coś mu tłumaczyła. Wreszcie za- uważył, że ona lubi kwiaty, ale nie wiedział jak je zdobyć. Jednego dnia przeżył szok. Dziki jastrząb, celując w kury, wylądował na jego grzbiecie. Gdy spostrzegł pomyłkę, z pogardą odfrunął.
Został mu tylko głos Dziewczyny. Bez niego nie potrafiłby teraz żyć. Kiedy już na do- bre zadecydował, że musi odejść, poprosił Dziewczynę o jej głos. Zaśpiewała mu go, ale dać nie potrafiła. Więc Jastrząb przyj- rzał się dobrze skąd głos wychodzi. I jak dawniej zbudził się o świcie. Chwilę mru- żył oczy, po czym stanął nad głową Dziew- czyny. Złoty wiatr spał wtulony w jej ciało. W półotwartych ustach lśniły zęby, inne niż u zająca. Za tymi zębami spał jej głos. Jastrząb wbił między nie mocno dziób. I posłyszał go, tuż. Wbił dziób jeszcze głę- biej, zarazem nasłuchując. Potem, trzyma- jąc głos w zakrwawionym dziobie, sfrunął przez otwarte okno i powlókł się w stronę lasu.
październik–grudzień 2014 LiryDram 27
ilustracja: shutterstock


































































































   27   28   29   30   31