Page 35 - 05_LiryDram
P. 35
– Co się stało? – zapytał w miarę natural- nym głosem, patrząc na nie mogącą płakać z przerażenia dziewczynę.
Spojrzała na niego i instynktownie odgadła. Po nienaturalnym uśmiechu.
– Ty go zabiłeś – szepnęła. – I za co?
– Żeby być z tobą – rzekł po prosu. Dopiero wtedy przyszła do siebie.
– Morderco – zaczęła krzyczeć. – Opowiem o tym całemu światu.
I rzuciła się na niego.
To była odważna dziewczyna. Z najwięk- szą trudnością udało mu się ją obezwład- nić. Zaczął ze łzami prosić, by nikomu nie mówiła i zarazem wyznawać swoje uczu- cia, ale kiedy dojrzał w jej oczach pogardę, chwycił chustkę, która w czasie szamota- niny spadla dziewczynie z ramion i okręcił nią szyję krzyczącej. Potem dziwił się, że tak łatwo można kogoś pozbawić życia. Oboje wrzucił do rzeki i bał się przez naj- bliższe parę miesięcy. Kiedy śledztwo umo- rzono, odetchnął. I zarazem zauważył, że nie nachodzą go wyrzuty sumienia. Nawet zaczął odczuwać coś w rodzaju dumy z sie- bie, że wytrzymał nerwowo i że udało się. Winą w sposób naturalny obarczył tamtych dwoje, że weszli mu w drogę i poczuł się zupełnie spokojny. Wtedy uwierzył we wła- sny los, gdyż tam nad rzeką, chociaż działał w pośpiechu, zatarł dość skutecznie wszel- kie ślady. A teraz ta kobieta. Musi zostać jego.
Zrobiło się chłodno. Zgasił cygaro i wrócił do baru. Oni jeszcze tam byli. Kobieta na- wet uśmiechnęła się i nalała mu do kielisz- ka wina.
– Za pana mroczność – rzekła. I znowu za- jęła się partnerem.
Niebawem z pokładu doleciał ich głos dzwonu, więc wszyscy rzucili się do wyj- ścia. Kobieta ze swoim partnerem również. Wychodził prawie ostatni, dlatego zdziwił się i ucieszył, kiedy w drzwiach zobaczył ją znowu. Samą.
– Czy będzie pan miał w Konstantynopolu jakiś adres?
– Tak.
Proszę mi go dać.
– W tym hotelu – wymienił nazwę – będę prawdopodobnie mieszkał. A pani?
– Nieważne. Do zobaczenia.
Znikła w rozespanym tłumie i chociaż w po- rze wysiadania jako jeden z pierwszych po- stawił stopę na lądzie i lustrował każdego z wysiadających, jej nie zauważył. Zadzwoniła na drugi dzień, rano, do jego obskurnego hoteliku. I została z nim. Wkrótce nauczyła go sztuki odnoszenia sukcesów bez względu na sytuację poli- tyczną i okoliczności towarzyskie. Przede wszystkim zaprowadziła żelazny porządek w jego życiu: nic dla idei, wszystko dla określonego celu.
– Są dwie grupy ludzi ambitnych – tłuma- czyła. – Jedni walczą za sprawę, drudzy dla siebie. I ci drudzy zawsze są górą. A spra- wę, jeśli przyczyni się do podkreślenia ich sukcesu i tak po drodze mogą załatwić. Uwierzył jej bez zastrzeżeń, jak w ich pierwszą noc uwierzył w jej ciało, dzikie, i mądre, bo nigdy nie naruszało granic god- ności męskiej.
Podczas kolaboracji nauczyła go podwójnej gry: dyskretny patriotyzm na pokaz, dla są- siadów i jeszcze bardziej dyskretna współ- praca z Niemcami. Bliskich sąsiadów nie ruszali, pomagali im nawet w drobiazgach lub też rzeczach nie do załatwienia, jak np.
październik–grudzień 2014 LiryDram 33