Page 125 - 18_LiryDram-2018_d
P. 125
niekorzyść lektury. Wręcz przeciwnie. Hüb- ner pozwala jeszcze dogłębniej zanurzyć się w realia epoki, tłumacząc wiele wyda- rzeń natury historycznej, a działo się wte- dy w Polsce dużo. Działalność teatralna Bo- gusławskiego głównie przez trudną sytu- ację polityczną nieustannie narażona by- ła na upadek, a sam dyrektor na ruinę - nansową. W teatrze trzymały go jednak nie pieniądze. „Teatr nie był dlań – jak pisze Hübner – areną osobistych popisów czy handelkiem, z którego czerpie się korzy- ści materialne”. To można by było powie- dzieć o poprzednich antreprenerach sceny narodowej, takich jak Ryx czy Tomatis, któ- rzy, jeśli wierzyć Hübnerowi, dbając jedy- nie o własne interesy, nie kwapili się, aby repertuar zaopatrywać w polskie widowi- ska. Istniało wtedy przekonanie, że granie przedstawień w języku ojczystym nie wró- ży nic dobrego, a na pewno nie jest w sta- nie przyćmić swoim blaskiem widowisk zagranicznych, w szczególności włoskich i francuskich. Bogusławski długo próbował zwalczyć to przekonanie. Gdy postanowił przełożyć na język polski i wystawić po raz pierwszy w tymże języku włoską operę buf- fo, śmiałość jego przedsięwzięcia zaniepo- koiła samego króla do tego stopnia, iż pole- cił swojemu szambelanowi „ażeby go uwia- domił, czyli bez narażenia aktorów na jakie zawstydzenie zapowiedziana opera może być wystawioną”.
Dziwny ten naród polski. Z jednej strony tak skory do walki przeciwko wrogom, chełpią- cy się swoją wspaniałą tradycją, z drugiej tak bardzo niepewny swoich sił, a na arenie międzynarodowej wręcz kpiący ze swoich możliwości. „Zamiar mój – pisze Bogusław- ski – nie tylko ganiono, ale nawet i wyszy-
dzano”. Sytuacja powtarza się dwadzieścia lat później, w czasie zaborów, kiedy teatr Bogusławskiego zyskał już sobie przychyl- ność znacznej części publiczności. W środ- ku sezonu 1801/1802 przybyła do Warsza- wy opera włoska, sprowadzona przez Wło- cha Ciavacciego prawdopodobnie w poro- zumieniu z polską arystokracją, stając się dla sceny narodowej ogromną konkurencją. Włosi mieli na salonach swych protektorów (Polaków!), którzy zabiegali w kamerze pru- skiej o odebranie Bogusławskiemu prawa do wystawiania sztuk w przynoszące najwięk- szy zysk dni świąteczne. „Ale nawet zabor- ca czuł, jak krzywdzącą byłaby taka decyzja, i nie przychylił się do tej prośby, broniąc Bo- gusławskiego przed własnymi rodakami!” – nie bez zdziwienia kończy historię Hübner. Bogusławski nie dawał za wygraną. Niejed- nokrotnie zwycięsko wychodził z takich po- tyczek, ale nigdy nie wszczynał kon iktu. Przez całe życie dowodził wyższości teatru polskiego. Dbając o sztukę narodową, jed- nocześnie starał się podążać za zachodnimi trendami, nie przyjmując jednak wszystkie- go bezkrytycznie. Chciał nadrobić zaległości polskiej sceny, a co za tym idzie – wyplenić ze społeczeństwa wszelkie nieuzasadnione uprzedzenia.
Kariera zawodowa Bogusławskiego to w istocie nieustanna walka. Jak nie z roda- kami, to z zaborcami, jak nie z zaborcami, to z zagranicznymi teatrami. Zmuszało go to do licznych wyjazdów w poszukiwaniu zarobku, który mógłby zrekompensować mu straty nansowe poniesione na rzecz spektakli. Między innymi grano w Kaliszu, Poznaniu, był też czas, że w celach dalsze- go uprawiania teatru Bogusławski udał się szukać szczęścia do Lwowa.
styczeń–marzec 2018 LiryDram 123