Page 25 - 03_LiryDram
P. 25

W czasie naszych posiedzeń w pokoiku gościnnym nie brakowało jeszcze innego „programu” muzycznego: jego wykonanie jednak brał na siebie sam poeta. Śpiewał nam ludowe pieśni Kujaw. A śpiewał — na poły śpiewnie recytując — z takim wyra- zem, że wzruszał nas do najgłębszej głę- bi serca polskiego. Żadna z tych pieśni nie miała pogodnego, a tym mniej wesołego nastroju. Śpiewał często te same pieśni, ale wrażenie, jakie na nas wywierały, było zawsze nowe, zawsze jednakowo silne.
I choć tylko w niewielkim stopniu możliwa dziś do zrekonstruowania mapa muzycz- nych zamiłowań Kasprowicza jest pełna białych plam, to jedno pozostaje pewne – w procesie formowania się muzycznej/ audialnej wrażliwości młodego poety naj- istotniejszą rolę odegrała matka, Józefa z Kloftów. To ona rozbudzała w synu zami- łowanie do kompozycji prostych, pierwot- nych, które rytm swój próbowały uzgodnić z rytmem tętniącego życiem muzycznego organizmu ziemi. Często po skończonych pracach dziennych siadała razem z nim na przyzbie domu i oboje wsłuchiwali się w odgłosy pastuszej piszczałki, której dźwię- ki unosiły się w oparach mgły spowijającej goplańskie łąki i wody. Te wcześnie przy- swojone akustyczne obrazy w tonacji no- stalgicznej aktualizował poeta we własnych kompozycjach kilkadziesiąt lat później, chociażby wtedy, gdy w symfoniczną (żeby użyć terminologii muzycznej) konstrukcję cyklu hymnicznego wplatał obrazowo-aku- styczny lejtmotyw:
Uliniłem cię z wierzbiny, gdzie ten ruczaj srebrnosiny,
gdzie ten szumny gaj! Ach!...
Przeorałem łan o świcie – od pola do pola,
kąkól wyrósł w moim życie, dolaż moja, dola!
A grajże mi, piszczałeczko, a grajże mi, graj!...
a grajże mi, graj!...
Wrażliwość na muzykę natury (ziemi) poeta od najmłodszych lat kształtował, obcując z szumem nadgoplańskich pól, lasów i wód. Nie Chopina, nie Beethoven, nie Wagnera nawet (choć wszyscy oni byli mu bliscy, a ostatniego cenił zwłaszcza), lecz szumy, szmery, rozhowory i wszelkie dźwięki natu- ry umiłował w sposób szczególny.
Jestem prawie pewny – odtwarza wypo- wiedź męża Kasprowiczowa – że byłem kiedyś drzewem, inaczej nie mógłbym sobie wytłumaczyć nastroju, który mnie ogarnia, gdy słyszę ich szum. Mogę słu- chać godzinami. Nie istnieje dla mnie piękniejsza muzyka. Widzę w tym po- twierdzenie tego, że Bóg stworzył mnie trochę poetą.
W zgodzie z przywołaną tu autorefleksją, słuszna musi wydać się intuicja że, choć w Hymnach, tradycyjnie uznawanych za punk szczytowy w dorobku Kasprowicza, poeta w sposób świadomy i precyzyjnie za- planowany czyni zadość muzycznie sprofi- lowanym poetykom normatywnym moder- nizmu europejskiego (i polskiego) poprzez wyraźną próbę transpozycji kompozycji muzycznej (allegro sonatowe) na kompo- zycję utworu słownego, ewokację iście
czierwiec 2014 LiryDram 23


































































































   23   24   25   26   27