Page 51 - 21_LIRYDRAM-2018
P. 51
demizmu, który czasami nie za dobrze wpły- wa na rozwój poezji...
– Tak, na pewno jest to również jakąś prze- szkodą, ale nie porównujmy akademizmu z subkulturowo-amatorskim pisaniem mło- dych. Bardziej zwróciłbym uwagę na coś zu- pełnie innego. Wiadomo, poeta pisze tak, jak potra , ale nie mówiłbym, że to są reprezen- tanci polskiej poezji, że to jest najlepsze...
Pamiętasz dobrze czasy sprzed dwudziestu, trzydziestu lat, kiedy wielu ludzi dostawało przysłowiowej gęsiej skóry podczas czytania tomików poetyckich. Dzisiaj – niestety – te- go już nie ma. Poeci traktowani są jak ostat- ni żyjący dziwacy, którzy zupełnie przypad- kowo ostali się pośród innych ludzi pochło- niętych robieniem pieniędzy.
– Ktoś kiedyś zadał mi pytanie: „Co wpisuję w rubryce zawód?”. Czy wpisuję poeta czy dziennikarz? Oczywiście wpisuję dziennikarz, ponieważ gdybym wpisał poeta, to w pew- nych kręgach pewnie pytano by mnie: „No, dobrze, ale czym się pan zajmuje?”.
Nie pamiętam natomiast z autopsji atmos- fery późnych lat pięćdziesiątych i wcze- snych sześćdziesiątych, a znam je z opowie- ści. Zbigniew Irzyk opowiadał mi kiedyś, jak to w czasach „Współczesności”, kiedy odby- wały się wieczory poetyckie na Starym Mie- ście w Warszawie, ludzie stali na zewnątrz, drzwiami i oknami waliła (jak to się pospoli- cie mówi) młodzież akademicka i nieakade- micka, żeby zobaczyć poetów. Ja natomiast pamiętam czasy, kiedy na takie spotkania lu- dzie jeszcze przychodzili i nawet były zajęte wszystkie miejsca siedzące. W tej chwili przy- chodzą garstki ludzi i miejsc siedzących jest dużo. Obserwujemy więc pewne zjawisko, które ogarnia całą sferę kultury, nie tylko li-
teraturę: ludzie przestali wychodzić z domu, mają telewizor, więc nie chodzą do teatru, l- harmonii, kina. Nie chodzą też do kawiarni... Kiedyś było coś takiego, co nazywało się ka- wiarnią literacką, gdzie ludzie chętnie prze- bywali, bo wiedzieli, że np. o godzinie drugiej będzie można tam spotkać takiego a takiego literata. Środowiska artystyczne skupiały się wokół pewnych miejsc. Dzisiaj czegoś podob- nego nie ma. Środowiska, również i artystycz- ne, zaczęły się izolować. Każdy siedzi w domu i myśli, jakby tu przeżyć do jutra. Ludzie czują się niepotrzebni. Zwłaszcza artyści.
Więc skoro przyszło nam żyć w tak trudnych i niesprzyjających czasach dla literatury, to czym w takim razie jest dla ciebie poezja?
– Poezja jest pewną kreacją własnego świa- ta, jest autoterapią i sposobem życia. Tego się nie da oddzielić. Nie potra łbym powiedzieć: „No, dobrze, ja sobie już odpuszczam. Wyda- łem dziesięć tomików, może wydam jeszcze jeden, złożony ze starych wierszy, i do widze- nia, już nic nie będę robił, teraz będę hodował kury, alternatywnie kaczki”. Nie mógłbym na- gle z dnia na dzień tego wszystkiego porzu- cić. We mnie tkwi potrzeba pisania. Z drugiej jednak strony nie oszukujmy się, nie uwznio- ślajmy, nie przesadzajmy. Każdy twórca wie, że artyści na ogół są ludźmi próżnymi, mega- lomanami wręcz, i ciągle poszukują potwier- dzenia własnej wartości. Ja to mówię głównie we własnym imieniu, ale czy znajdzie się ktoś, kto rzuci we mnie kamieniem?
Kiedy porównuję twoje dwie ostatnie książ- ki: Rekonstrukcję i Odezwę, to dochodzę do wniosku, że przechodzisz dużą metamorfozę od poezji prawie że egzystencjalnej do poezji reportażowej, a momentami bardzo lekkiej.
październik–grudzień 2018 LiryDram 49