Page 52 - 21_LIRYDRAM-2018
P. 52
Mam na myśli bardzo uszczypliwy wiersz o naszych noblistach...
– Pamiętam to spotkanie na Zamku Królew- skim. Ale nie jest to wiersz przeciwko no- blistom, przeciwko ich poezji, ale przeciwko pewnej sztampie. Ten wiersz na swój sposób pomaga im, ponieważ odbrązawia ich, mó- wi, że to przecież są tacy sami ludzie jak my. I zdają sobie sprawę ze swojej nienaturalnej sytuacji, która im też musi ciążyć. Mnie gdzieś tam swędzi i być może w tym samym czasie Miłosza też coś swędzi. A tu hymny, mowy, kandelabry... Wielkość ludzi nie polega na tym, że kogoś przynosi się w lektyce i sadza na złotym tronie tylko dlatego, że on ci chce coś powiedzieć i mówi ci rzecz ważną. Ale sam czuje, że ten złoty tron mu przeszkadza. I ty wtedy mówisz: „Tak, to jest ten człowiek, którego ja bardzo szanuję, bo on mówi rzeczy ważne”. I chcę mu pomóc, by z tego palące- go tronu zszedł. Więc kiedy widzę, że on chce mówić rzeczy ważne, a on nie może wydobyć słowa, bo złotem ma zakneblowane usta, to piszę nie przeciwko niemu, tylko przeciwko temu kostiumowi, w który go wciska krytyka i wszelka konwencja...
Podając ten wiersz jako przykład, miałem na myśli nie konkretne wydarzenie, które mia- ło miejsce bądź w którym uczestniczyłeś, tylko chodziło mi o pewne znacznie, o szer- szą płaszczyznę sprawy. W książce Odezwa jest takich wierszy znacznie więcej...
– W tomiku tym występują różne nurty. Na- tomiast rzeczywiście w książce tej najbardziej rzuca się w oczy nurt obrazoburczy, nihilistycz- ny wręcz, a niektórzy, w tym i ty, nazywają to publicystyką, w czym jest pewna racja. Staram się unikać wierszy typowo publicystycznych, bo one się odnoszą do pewnego czasu, momen-
tu i tracą na swoim wyrazie, kiedy ten moment minie. Wiersz jednak musi przenosić inne war- tości, stawiać inne pytania, uniwersalne. Nato- miast są tutaj takie wiersze, które są buntem przeciwko rzeczywistości. Przeciwko nieprawo- ści, a jednocześnie przeciwko konwencjonal- nemu myśleniu o pewnych sprawach, nawet o transcendencji, lozo i, religii. Staram się po prostu polemizować z formą, nie z istotą poezji, dlatego to nie są dla mnie teksty nihilistyczne, bo ja nie wyśmiewam wszystkiego. Dla mnie ważna jest treść, istota, a nie forma, w jakiej się to podaje. Trywializując – mogę powiedzieć, że bardzo może mnie śmieszyć kieliszek i napa- wać wstrętem, co nie znaczy, że nie lubię wód- ki, która w nim jest.
Jak widzisz siebie – człowieka, który kilka- dziesiąt lat zajmuje się literaturą – w tej no- wej rzeczywistości społecznej? Jaka będzie w ogóle przyszłość literatury w naszym mło- dym kapitalizmie?
– Te kilkadziesiąt lat to zabrzmiało niecieka- wie, ale jeżeli jest to już ponad dwadzieścia lat, a może i trzydzieści, to jest to już owe kil- kadziesiąt... W przyszłym roku rzeczywiście przypadnie trzydziestopięciolecie mojego de- biutu książkowego. Jak widzę przyszłość? Je- stem w tej mierze optymistą, ale – jak się to pięknie mówi – umiarkowanym. W zasadzie nie wyobrażam sobie, aby mogło się coś w tej mierze zmienić na gorsze, bo chyba już to gor- sze mamy teraz. W końcu to w roku 2002 uka- zała się moja Odezwa, a nie np. w 1969. Skoro koledzy wydają swoje książki, ukazują się ko- lejne antologie z różnych imprez literackich i jakoś tam sobie dajemy radę, to należy tylko myśleć o tym, aby było coraz lepiej. A dla mnie byłoby „lepiej” wtedy, gdyby na przykład po- wstały ze dwa, trzy ogólnopolskie pisma lite-
50 LiryDram październik–grudzień 2018