Page 13 - 13_LiryDram_2016_OK
P. 13
Elżbieta Musiał
Mówię pochyloną cambrią
fragment 1, część Czwarty wymiar
Wiszę wbrew prawu ciążenia. Jestem owalnym kamieniem1 wspartym o pręt cienki jak nitka. Jedna z nieludzkich planet ludzkiego układu krążenia. Lewituję dzięki twojej wyobraźni i sprawdzam na sobie czwarty wymiar2 Przez Euklidesowy już przeszłam i nie chcę tam wracać.
Wstąpiła we mnie nad wyraz odwaga.
O 10 lat wcześniej od samego Miro i Picabia. Centre Pompidou stanęło otworem. Vasily Kandinsky patrzył na rzeźby
jak na objawienie liczby. A ty brałaś nauki survivalu
w wychudłym krajobrazie i notowałaś pamięć w szarym zeszycie. Czarne myśli lgną do szarego.
Brak emocji w rzeźbach. Może życie
przejrzało się w ich zwierciadle, może najpierw kochałaś za mocno na dobre, a potem złe przyszło.
Może w cieniu Innego nie było łatwo.
Gdybyś poczekała jeszcze chwilę
ze swoją młodością. Twój czas teraz nastał.
Ciąg Fibonacciego to jest stroma piramida liczb,
na której nie spocznie serdeczny ptak. Pochłania go zaraz przestrzeń, w którą wnika
i która wsiąka w niego.
Doskonała liczba i nieśmiertelna. Oto, czego nie ma ciało. Codziennie potykałaś się o jego kalectwo. Brak ręki zastąpił skrzydłem, w miejsce nogi wstawił lotkę.
Tobie oddał własny ból fantomowy.
Ciąg Fibonacciego to jest stroma ucieczka na szczyt z instynktem formy, a potem nieskończenie wiele zejść zachodnią stroną
już w ciele Syzyfa.
październik-grudzień 2016 LiryDram 11