Page 16 - 13_LiryDram_2016_OK
P. 16
14 LiryDram
październik-grudzień 2016
Elżbieta Musiał
Mówię pochyloną cambrią
fragment 4, część Reinkarnacje, czyli prawdy i kłamstwa
Może dlatego z każdą odsłoną
słowa więcej widziałam ciebie i wiatru,
który bez gniazda i zapewne już nadciąga
od północnego wzgórza. Jak to możliwe, że ciała nie przepełniły jeszcze czeredy nocnych motyli.
Czeredami nazywają gromadki zwierząt o kruchych sukienkach rozsiadłe w wierszach. Nocne motyle upuszczają w nich na pastwę nasze cienie, które nim dogasną, niosą na swoich
skrzydłach płomień świecy.
Ciało. Nagość luster zaczyna spoglądać z precyzją lancetu. Zawsze coś zastępuje coś.
A ze spokojem
powtarzałeś: nigdy nie mów „na zawsze”.
Tak powstało słowo „wszystko”. Wtedy łatwiej było uwierzyć w wędrowną chwilę,
ona z jakiegoś powodu sama się w nas hoduje
i urasta. Niczym samorodek. Najpierw
wymyka się zieleń i liść przeszywa powietrze
w trzecim dniu stworzenia.
Dopóki „wszystko” nie staje się znów
chwilą, tym razem nawołującą
zza chłodnego wzgórza. Krótszą i coraz krótszą. Nawet mgnieniem, po które upomni się nagły, północny wiatr.
Północny wiatr to jest nieśmiertelny oddech wybiegający naprzeciw śmiertelnych ciał.
Zawsze ktoś pierwszy, zawsze ktoś kogoś opuszcza.