Page 36 - LiryDram_14-2017OK
P. 36

– Słucham – odparła. – To ja. Męża nie ma, jest jeszcze w pracy. Kto mówi?
– Jestem lekarzem dyżurnym. Proszę moż- liwie szybko przyjechać do szpitala przy Ko- lorowej.
– Do szpitala? – Nie zrozumiała, patrząc przez otwarte drzwi na dymiący garnek z ziemniakami. – Do szpitala? Nie rozu- miem. Po co? Co się stało?
– Michał Zięba to pani syn, prawda? Tak nam powiedział.
– Tak, to mój syn. Ale co się stało?
– Ma pewne... no, obrażenia ciała. Proszę przyjechać i zgłosić się do dyżurnego leka- rza.
– Jakie obrażenia? – Ciągle niczego nie ro- zumiała, aż nagle... Michał?! On powie- dział przecież: Michał! Więc zawołała: – Niech mi pan powie, na miłość boską, co się stało?!
– Miał wypadek... Ale to rozmowa nie na telefon. Proszę się nie bać, jego życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo. Proszę jednak o przybycie.
Gdy siedziała trochę później przed leka- rzem dyżurnym, jeszcze nie wiedząc do- kładnie, co się stało, poczuła, jak robi się jej słabo. Przyjęła jakieś podane środ- ki uspokajające, wypiła kilka łyków wody mineralnej. Wtedy zaprowadzili ją przed dużą ta ę szklaną, przez którą zobaczyła leżącego na łóżku, spowitego w bandaże chłopaka. Zaczęły docierać do niej słowa lekarza.
– Syn miał dużo szczęścia. Więcej niż tamci dwaj. Policjanci mówili, że gdyby szedł kil- ka metrów bliżej... Samochód, pod którym podłożono bombę, to sterta złomu. Wywa- lona cała ściana kantoru. Właściciel? Szko- da mówić. A pani syn akurat przechodził.
– Samochód? Bomba? Jaka bomba? Kiedy będę mogła porozmawiać z synem? Prze- cież tak, przez szybę, to nawet dobrze nie mogę go zobaczyć!
– Teraz nie jest to możliwe. Już za mniej więcej godzinę zaczniemy operację. Musi- my działać natychmiast. Od pani... lub mę- ża, skoro zaraz przyjedzie, jak pani mówi- ła, będziemy musieli otrzymać jednak pew- ne oświadczenie. Zgodę. Bo syn jest jesz- cze nieletni.
– Oświadczenie? – Nie bardzo zrozumiała, o co chodzi.
– Wytłumaczymy. A później, gdyby pani chciała zostać... Do dyspozycji pokój służ- bowy... Bo to jest wyjątkowa sytuacja.
– Oczywiście, że zostanę – wyjąkała. – Przecież pan rozumie, że nigdzie nie pójdę. Zresztą mąż zaraz tu przyjdzie. Panie dok- torze – dodała po chwili. – Pan powiedział: operacja. Jaka operacja? Czy to jest ko- nieczne? Jakie ma obrażenie? Przecież pan mi tego jeszcze nie powiedział! Tej najważ- niejszej rzeczy! On się uczy w konserwato- rium! Niedługo rozpoczyna się konkurs. Czy pan to rozumie? Więc co mu jest?
-W konserwatorium...? Hm... Złamane trzy żebra.... Wstrząśnienie mózgu... Głę- bokie cięcia na twarzy i głowie, a także na piersiach... to kawałki blach samochodo- wych.... I wreszcie... bardzo poważne ob- rażenia prawej dłoni...
– Prawej dłoni ... – powtórzyła cicho.
** *
Spał na swoim tapczanie, już w domu. Matka zaciągnęła zasłony, gdyż promienie słońca padały mu prosto na twarz, a nie chciała, żeby się obudził.
34 LiryDram styczeń-marzec 2017


































































































   34   35   36   37   38