Page 37 - LiryDram_14-2017OK
P. 37

– Nie rozumiem – powiedział cicho Henryk – dlaczego nie położyłaś go w jego pokoju, tylko przestawiłaś tapczan do salonu. Tam by czuł się wygodniej.
– Nie rozumiesz? On chce widzieć fortepian – szepnęła, patrząc z żałością na obandażo- waną twarz leżącego i na bandaże na pra- wym ramieniu.
– Prócz tego uważam, że źle zrobiłaś, sta- wiając tak kategorycznie sprawę i podpisu- jąc oświadczenie, że zabierasz go na własną odpowiedzialność. Doktor miał rację. Mi- chał powinien jeszcze przez kilka dni pozo- stać w szpitalu. Po tej cholernej operacji jest bardzo osłabiony i może przyplątać się jakaś choroba, rozumiesz? Na przykład zapalenie płuc. Albo... odpukać... gangrena.
– Mój kochany, nie dopuszczę do żadnej gangreny i zapalenia płuc. Wypluj te słowa! Jak tak możesz w ogóle mówić!
– Przepraszam. To nerwy. Zwróciłaś uwa- gę, jakie ma rozpalone czoło? Ma wysoką gorączkę, to jasne.
– Faktycznie, czoło jakby trochę ciepłe. Zo- baczymy za godzinę. Gdy się obudzi, dam mu polopirynę.
– Zostawmy go. Niech się dobrze wyśpi. Wreszcie zasnął.
– Wiesz – powiedziała, gdy usiedli w kuchni i szybko zaparzyła mocną kawę – on sobie chyba jeszcze nie zdaje sprawy z tego, co go spotkało. Mimo że rozmawiałam z nim kilka razy.
– Odniosłem takie samo wrażenie. – Hen- ryk zagryzł wargi. – To jeszcze ciągle pozo- stałość szoku. Nie wrócił całkowicie do na- szej rzeczywistości.
– Boże, Henryku, a co będzie, gdy zdejmie się bandaże, gdy zobaczy? Gdy to dojdzie do jego świadomości?
– Też zadaję sobie ciągle to pytanie. Prze- wróciło się całkowicie jego życie, jego pla- ny. I nasze też. Profesor jest zszokowany – dodał po chwili. – Patrz, idzie sobie ktoś spokojnie ulicą, ma głowę pełną wspania- łych pomysłów, jeden moment i...
– Nie rozumiem tego. Jak to jest? Ni- by wielkie państwo, wojsko, policja, sądy, prokuratura. I co? Zupełne bezprawie?
– Myślę, że to cena transformacji społecz- nej i politycznej.
– Cena transformacji? Czy ta transformacja, jak mówisz, ma być okupiona krwią dzieci? Dlaczego nasz Michał ma za to płacić? Słu- chaj, nie zrozum mnie źle, ale...
– Tak? – spojrzał na nią uważnie, gdyż dawno już tak nie mówiła.
– ...przecież tego, co się teraz wyprawia, nigdy w Polsce nie było! Taki bandytyzm, takie rozwydrzenie!
– Masz rację. Ja też jestem tym zaskoczony. Tu jest słaby punkt tych wszystkich wiel- kich zmian.
– Jestem w pełni „za”, popieram całkowicie to, co się zmieniło i dalej zmienia – mówiła szybko i z jakąś dziwną zaciekłością. – Tak jak kiedyś nie sposób było żyć. Ale pomyśl, czy przez czterdzieści pięć lat poprzednie- go ustroju było do pomyślenia, żeby ktoś podkładał w biały dzień bomby na ruchli- wej ulicy?
– Porachunki ma jne, margines społecz- ny... – mruknął, choć wiedział, że ta próba tłumaczenia jej nie wystarczy.
– Mówisz głupstwa, oklepane frazesy, jaki- mi karmią nas media – zaperzyła się. – Mo- je pytanie brzmi: dlaczego teraz, gdy stali- śmy się wolnym, suwerennym krajem, po- wstało coś, czego nigdy przedtem nie by- ło? Mówisz ma a. Dobrze, ale dlaczego?
styczeń-marzec 2017 LiryDram 35


































































































   35   36   37   38   39