Page 50 - LiryDram_14-2017OK
P. 50

Boom Bap KRS-ONE. Rozpieprzyło mnie to na drobne części i zmieniło mój muzycz- ny światopogląd gruntownie i na dobre. Na najlepsze. Lubię też jednak dobrą klasy- kę, której zdarza mi się słuchać, gdy umę- czą mnie tłuste bity. Z wyjątkiem Chopina, który najzwyczajniej w świecie mnie nu- dzi. A zatem bardzo szerokie to spektrum. I myślę, że słychać to w mojej, w naszej muzyce.
Dziś skupiam się na drugim, trzecim i czwar- tym obiegu amerykańskiego rapu, w którym to uwielbiam poszukiwać trueschoolowych i boombapowych perełek (choćby i na cze- skim festiwalu Hip-Hop Kemp, którego je- stem stałym, wiernym i corocznym od trzy- nastu lat bywalcem). A jest ich sporo, bo jak się okazuje, muzyka wcale nie schodzi na psy. Schodzi, ale jeno w mainstreamie, na poboczach rośnie przepięknie i w bardzo dobrą stronę! Jako przykład podam choć- by Common Market, Blue Schollars, Mind- sone. Uwielbiam też pasjami kanadyjskie- go rapera i producenta o ksywie Classi-  ed (serdecznie wszystkim polecam!). Ale i w Europie jest świetnie – Holandia, Fran- cja, Wielka Brytania – można by wymieniać długo. Powiem więc jedynie Blabbermouf i Het Verzet, Dope D.O.D., The Four Owls... A i w Polsce zdarza się rarytasek, choć nie- zwykle rzadko. Tu lubię arcyinteligentnego, doskonałego tekściarza Łonę i mego wielo- letniego zioma OSTR-a (najzupełniej kom- pletny muzyk i raper), a pasjami uwielbiam Grubsona i Jareckiego z DJ BRK, 3odę Kru, Kosmos... Generalnie Śląsk, który uważam za kolebkę i zagłębie najlepszego polskiego rapu. ENTEKA zaś najprzeważniej podziela te zapatrywania, albowiem nasze gusta są pokrewne, czyli się pokrywają.
Ale miało być o skrajnych doświadcze- niach, więc czas na dziegieć. Nienawidzę wprost tak zwanego nowoczesnego rapu, gdzie nie ma miejsca na muzykę, a za to jest na dziwne dźwięki, popiskiwania czy autotune’y. Muszę tu więc wetknąć szpilę Tedemu, którego jeszcze jakiś czas temu lubiłem posłuchać. Dziś to okropna papka, której nie jestem w stanie przyjąć do uszu. Pasjami nie znoszę też polskiej pseudokla- syki, czyli np. jęków i stęków Beaty Kozi- drak, męczącej Budki Su era czy głupie- go Perfectu. Autobiogra a, w której „ko- chają się trzy pokolenia Polaków” to coś, od czego dostaję wysypki. ...Mnie paznokieć z palca zszedł – co mnie to g... obchodzi?! – jak mawia Ferdynand Kiepski. A i nieda- leko pada jabłko od jabłoni, bo manierycz- na Patrycja Markowska też jest dla mnie nie do zniesienia. Albo indywiduum, jakim jest Sylwia Grzeszczak, która najpierw powin- na się zastanowić, jaki styl muzyczny chce uprawiać. Tak samo Afromental, który za Chiny Ludowe nie umie się zdecydować, co chciałby grać. Pogoniłbym kijem. Zza oce- anu z kolei nie mogę znieść emo-hipster- skich wymysłów, jak np. Kasabian, Hurts czy Depeche Mode. Lepkie aż obrzydli- stwo. Albo taki H.I.M. Precz! No i Madonna – okropne babsko od disco-bezguścia, które nie wiedzieć czemu łyka za koncert milion dolarów. Nie tylko to zresztą łyka, a tym- czasem dawno już powinna wyszywać swe- terki na emeryturze. Ludzie nie potra ą się zestarzeć z godnością i zejść ze sceny nieobrzyganym. Druga strona tego meda- lu zaś to banda przygłuchych, którzy tego barachła słuchają. Gdyby nie oni, nie było- by na to miejsca! Ale de gustibus podobno non est disputandum... (sic!)
48 LiryDram styczeń-marzec 2017


































































































   48   49   50   51   52