Page 142 - LiryDram_17-2017
P. 142

niezwykłych przyjaźni i zależności. Czy Al- ladynka, która obok niej przeżyła przecież swe całe długie kocie życie, ulatując do gwiazd, zabrała ze sobą wspomnienie ta- kiego przywiązania? To pytanie niejeden raz przemyka jej przez myśl, rozbudzając płochliwe uczucie niepewności. W takich chwilach paradoksalnie uznaje wyższość tamtej swojej mniejszej siostry.
***
Życie to miłość, to całkowite oddanie. To poczucie odpowiedzialności za inne ży- cie, i życie w ogóle. Za istnienie. Bo życie, to pulsujące istnienie, w rytm bicia serca, które inne pulsujące istnienie jest w stanie usłyszeć. To rytm miłości, która wszystkie- mu nadaje sens.
***
Za oknami zimowy szybki zmrok z szare- go granatu przeradza się już w głęboką czerń. Krótki promień pierwszej wieczor- nej gwiazdy pochłania nagle gruba war- stwa chmur, prędko niesionych przez spie- szący nie wiadomo dokąd wiatr.
– Idzie na burzę – mruczy Felek, wskakując jej na kolana. W takich momentach on za- wsze poszukuje żywego ciepła...
W takich momentach każde istnienie ma ochotę przytulić się do drugiego istnienia. Takie momenty potra ą jednoczyć istnie- nia i cały ich świat, bo każde zagrożenie powoduje przecież instynktowne poszuki- wanie osłony, bezpiecznego schronienia. Kiedy jednak zagrożenie przybierze w koń- cu swą realną formę, o!, to wtedy dzieje się już różnie... Wtedy albo bezpieczna przy- stań nabiera rangi symbolu i na wzór po- topowej Arki Noego staje się arką ratującą
całe dookolne istnienie, albo też jej ducho- wa konstrukcja okazuje się na tyle krucha i słaba, że jak rozbita kryształowa kula roz- pryskuje się na tysiące drobnych kawałków, unicestwiając, w strachu o własny jednost- kowy los, każde inne istnienie, konkuren- cyjnie w tym momencie postrzegane.
***
Życie jest walką. Świat pełen jest walki. A walka, to także krew. Krew jednak da- je życie. I tak krąg życia się zamyka. Jego obieg jak obieg krwi. Bo krew jest życiem.
***
Teraz właśnie uświadomiła sobie, że na sierści psa, którego dusza tego zimowego przedświątecznego wieczoru tak szybko ze skraju krawężnika uleciała do gwiazd, nie było śladu krwi. Uświadomiła więc sobie, że tamten bezimienny mniejszy brat nie zdołał stoczyć walki. Kres krwiobiegu zaskoczył go beznadziejnie, znienacka. Tak, nie było już tam, na betonowym progu ulicy, życia. Kiedy tak myśli o tym wszystkim, to przy- pomina sobie jeszcze, że śladu krwi nie wi- działa również na sierści Pako...
Wtedy też była zima. Luty. Dobrze pamię- ta, bo było to akurat krótko przed jej uro- dzinami. Taki okrutny „prezent”. Pako zo- stał otruty. Do dzisiaj nie mogą liczni przy- jaciele Pako pojąć, kto i dlaczego dopuścił się takiej zbrodni; tak właśnie o tym myślą i mówią. Bo to była zbrodnia. Pako umie- rał w strasznych męczarniach. Poprawność leksykalna wymaga, by powiadać „zdy- chał”, ale dlaczegóż to mniejsi bracia nie mieliby mieć prawa umierać?
Interwencja weterynarza okazała się nie tylko nieskuteczna, ale i obojętna niestety,
140 LiryDram październik–grudzień 2017


































































































   140   141   142   143   144