Page 20 - 06_LiryDram
P. 20

świata filmowego. Była taka głośna sprawa, kiedy pewna polska debiutująca reżyserka została za swój film skrytykowana i zażądała od pewnego portalu filmowego konfrontacji i polemiki. Zaprosili ją do studia i nagrali z nią rozmowę, w której ona przekonywa- ła krytyka, że nic z jej filmu nie zrozumiał i miał za słabe przygotowanie ogólne do odbioru tego, co ona stworzyła. Twierdziła, że nie zauważył archetypów, do których się odwołała i być może nie widział filmów, do których ona tym swoim nawiązała. Dla mnie to był jakiś jej własny strzał w stopę. Zarów- no reżyser filmowy, jak i pisarz powinien za- kładać, że być może jego film czy książka są pierwszymi dziełami, z jakimi ma do czynie- nia odbiorca. I wracam teraz do literatury. Jeśli czytelnik nie rozumie książki, to zna- czy, że jest ona źle napisana. Tak naprawdę wszystko można napisać tak, by zrozumiał to każdy. Sęk w tym, że wielu ludziom wydaje się, że im bardziej zakręcą językiem i im wię- cej obcych słów wrzucą do tekstu a do wier- sza metafor tym lepiej, bo wyjdą na mądrzej- szych. Zawsze określam to stwierdzeniem: „prezerwatywie prostytuując wyciągamy onanizujące wnioski”. Jeśli czytelnik czegoś nie rozumie, a zna wszystkie słowa w tek- ście, to znaczy, że jest to źle napisane. Jeśli zaś są w tekście słowa, których on nie zna i nie odczuwa potrzeby sięgnięcia do słowni- ka, by je poznać, to też jest to źle napisane. Pamiętam, jak przegryzałam się przez „Imię róży” naszpikowane łacińskimi sentencja- mi. Chciałam je zrozumieć. Z „Łaciną na co dzień” w ręku brnęłam dalej. Oczywiście książki mogą być nie w czyimś typie, ale to już zupełnie inna historia. W nie moim typie jest cały Tolkien, ale nigdy bym nie powie- działa, że jest złym autorem. A i on nie przy-
puszczam, by miał pretensje do mnie, jako do czytelniczki, że nie wracam do jego ksią- żek. By wymagał, abym ja się zmieniła. Au- tor, który wymaga czegoś od czytelnika poza umiejętnością czytania ze zrozumieniem, moim zdaniem już na wstępie przegrywa. Ja nawet nie oczekuję, że mój czytelnik będzie miał poczucie humoru, które prywatnie bar- dzo sobie cenię i które we wszystkich moich książkach jest obecne. Niech po prostu czyta. Bo przecież tylu mamy przyjaciół ile książek przeczytaliśmy.
Czy według ciebie tak zwany artysta, pi- sarz, poeta różni się czymś od innych lu- dzi, którzy artystami nie są? A jeśli tak, to, czym?
Jest bufonem. Przepraszam. W ogóle nie lu- bię określenia artysta. Chętnie zamieniam je na twórca i uważam, że to słowo powin- no się zresztą pisać przez duże TFU. To jest jakiś mit, że artysta to ktoś niezwykły. I ten mit powoduje, że są hordy ludzi, którzy coś tworzą i mają się za Bóg wie kogo. Ten mit powoduje, że wielu ludziom tylko dlatego, że coś tworzą uchodzą płazem haniebne czyny w życiu prywatnym. Uchodzi im bicie żony, chlanie na umór. Mit, że artysta to ktoś wy- jątkowy, a w związku z tym wolno mu wię- cej, mnie i śmieszy i irytuje. Powoduje, że gdy mam chwile zwątpienia, bo na przykład nie mogę dogadać się z wydawcą, ktoś mi odrzu- ci jakiś tekst, itd., zaczynam się zastanawiać, czy nie zrobić jakiegoś skandalu. Może przejść nago Marszałkowską z wieńcem kiełbas wokół szyi a jedną kiełbasa w dupie? W końcu sko- ro pisarz to artysta, a temu więcej wolno... Może ujdzie mi na sucho, a skandal spowo- duje, że wreszcie znajdę wydawcę? Zrobi się o mnie głośno? Niektórzy tak robią. A to jest
18 LiryDram styczeń-marzec 2015


































































































   18   19   20   21   22