Page 139 - Jezyk_kluczem_do_kraju_t2_ebook_no security
P. 139

III. ŚwIat, w którym żyjemy
                   móc”. I pomagają. Raz w tygodniu wrzucają torebki z herbatą do termosów, zale-
                   wają wrzątkiem, dosypują cukru, mieszają. Robią też kanapki. Zwykłe, z białego
                   chleba, najczęściej z pasztetem. Potem jadą z tym majdanem na Centralny i roz-
                   dają bezdomnym.
                   Wieść o akcji się niesie. Po herbatę przychodzi coraz więcej osób. Rafała nie ma
                   wśród nich. Do czasu.

                   Rafał: – Kolega mnie namówił. „Przyjdź, zobacz, są kanapki. Zjesz coś, napijesz
                   się ciepłej herbaty, kawy”. „No dobra – mówię – pójdę. Przecież i tak nie mam nic
                   innego do roboty”. Przyszedłem, podeszła Kasia, dała herbatę i zapytała, co ro-
                   bię na ulicy.
                   Kasia: – W pięć minut cały życiorys mi opowiedział. Potem umawiałam się z bez-
                   domnymi, przynosiłam im kanapki i przy okazji pytałam o Rafała, bo lubiłam go
                   bardziej od innych.
                   Rafał: – Przy tym pierwszym spotkaniu Kasia popatrzyła mi w oczy, ja jej i było
                   pozamiatane. Ale miałem wahania. Byłem już po kilku związkach, wiedziałem, że
                   różnie bywa. Układałem sobie wszystko w głowie.
                   Kasia: – Od początku wiedziałam, że zależy mi na nim bardziej niż na innych, ale
                   nie myślałam, że się zakochuję. To było ukryte, bo przecież on był bezdomny,
                   a my wszyscy mamy jakieś ograniczenia. Zresztą nigdy nie wyobrażałam sobie,
                   że mój chłopak będzie mieszkał na dworcu.
                   Od  pierwszego  spotkania  Rafał  czeka  półtora  miesiąca,  nim  zacznie  działać.
                   W tym czasie Kasia mieszka z rodzicami, studiuje, pracuje, przynosi bezdomnym
                   herbatę. Rafał żyje na dworcu.
                   Rafał: – W zimie każdy jeździł do całodobowego Tesco na Kabaty. Też jeździłem. Ci
                   z ochrony przymykali na nas oko. Kiedyś usiadłem przy wejściu, czyli położyłem się
                   spać. Podchodzi do mnie ochroniarz i mówi: „Przepraszam pana. Nie mógłby pan
                   usiąść trochę dalej, żeby pana kamery nie widziały?”. „No dobrze, nie ma proble-
                   mu. Mówi pan i ma”. Pokazał mi miejsce. „Pan sobie usiądzie tutaj, między lodówką
                   a szybą. Wtedy nie będzie na pana wiało, a będzie miał pan ciepło od dmuchawy
                   z lodówki”. Usiadłem i spałem. Ale jak ochroniarz zobaczył, że tam, gdzie spał bez-
                   domny, jest brudno, nasikane, to się wkurzał i wszystkich gonił. Trzeba się też było
                   gdzieś umyć, ogolić. Zaprzyjaźniłem się z babcią klozetową. Nadal mówię do niej
                   ciociu. Jak się widzimy, w rączkę całuję. Pytałem ją, czy mogę się ogolić i obmyć.
                   Wpuszczała mnie do łazienki dla inwalidów. Obmywałem się, ogarniałem. Później
                   brałem od niej mopa i sprzątałem albo papierem toaletowym całą podłogę ściera-
                   łem na kolanach, żeby było czysto. Ale jak ktoś wejdzie i narobi syfu, to jest trage-
                   dia. Jeżeli chcesz mieć szacunek u ludzi, to najpierw miej do nich szacunek.

                   Marzec 2012. Rafał zaczyna przychodzić do sklepu, w którym Kasia pracuje.
                   Rafał: – Przyszedłem raz, drugi raz. Udało mi się zaprosić ją na kawę, ale to było
                   ciężkie. Długo zbierałem pieniądze. Sępiłem. Ludzie dawali, bo nie oszukiwałem.
                   Jak wiedziałem, że chcę na piwo, mówiłem, że zbieram na piwo. Jak chciałem na
                   herbatę, pytałem, czy mogą mi kupić herbatę.

                                                                                       139
   134   135   136   137   138   139   140   141   142   143   144