Page 50 - 37_Lirydram_2022
P. 50

  Nie jako postać, ale jako dzieło czy jego skrom- na część. Paraleli można by przytoczyć wię- cej. Prymitywizm interpretacyjny każe zwra- cać uwagę na powinowactwa, chęć nadmier- nej oryginalności, oryginalności za wszelką cenę, podkreśla rozbieżności. Oba skrajne przypadki są jednak „niżej wiedzy” i niżej intuicji. Załóżmy, że celem interpretacji nie jest odkrycie wszystkich punktów tajemniczej płaszczyzny. Cel musi być skromniejszy, np. pouczenie „przyszłego czytelnika poetów” co do warunków powstawania dzieł znaczą- cych i pewnych zasad, w jakich manifestuje się osobowość twórcy.
My, tu w Polsce, na skutek lenistwa i nieuctwa krytyki, hucpiarstwa i hochsztaplerki uprawia- nej doraźnie i ochoczo przez podręcznych re- cenzentów, przywykliśmy do mieszczańskie- go, fragmentarycznego, antyholistycznego traktowania twórczości. I do „ustawiania pod cios”. Krytyk pretenduje do większej mądrości niż dzieło. Nie stara się zaufać myśli pisarza, nie wierzy w jego umiejętności warsztatowe, w zdolności realizacji założonych czy przeczu- wanych celów. Nie rekonstruuje, ale twierdzi. Pozbawiony słuchu, intuicji, zdrowego roz- sądku czy zwyczajnej inteligencji, wyciąga parę cytatów, dorabia do nich ideologię. I już z pozycji naczelnego ideologa – głosi praw- dy normatywne, tak przecież spokrewnione z objawionymi. Pomińmy tu nieuzasadnione przejście od „dopasowania ideologii” do dzie- ła, od dopasowania czynności nader arbi- tralnej, jeśli nie towarzyszy jej rekonstrukcja myśli autora, do psychologicznego stanu to- warzyszącego wyimaginowanemu przyjęciu posady naczelnego ideologa. Pomińmy cha- ryzmatyczne komponenty tego stanu i socre- alistyczną genezę. Zapomnijmy o prostactwie takiego postępowania.
Jest Miłosz, którego książki się wprawdzie czyta, tym chętniej, że stanowią lekturę nie- zaleconą, ale obowiązkowo nie rozumie. Kil- ka komunałów o polifoniczności, bo termin „polifonia” w modzie, przywołanie wiersza Do Tadeusza Różewicza, poety i to wszyst- ko. Wszystko, z którego nic nie wynika. Trze- ba by zbadać wpływ myśli chrześcijańskiej, szczególnie tej nowszej, zwłaszcza Simone Weil, którą przecież tłumaczył, poezji anglo- saskiej, Pisma Świętego, Mickiewicza, Mickie- wicza-symbolu, określić ważne „fobie” Miło- sza, jak np. coraz częściej ujawniana niechęć do polityki an sich, trwale eksponowana wro- gość wobec relatywizmu moralnego połączo- na z okrutną świadomością, że ma on jednak swoje podstawy w życiu. I rozpaczliwa próba poszukiwań antyrelatywistycznych. Próba ak- ceptująca wstępnie takie w końcu tradycyjne pojęcia jak „postęp” czy „wiara”.
Miłosz anty-profeta, bo przecież pisał, że książek Witkacego nie wyda nikt za sto lat, a w trzydzieści lat po śmierci autora Niena- sycenie, publikuje się w Polsce nawet szkice dziecięcych dramatów i „kilkuletnie” wierszy- ki. Miłosz realistycznie stwierdzający, że jest „jednym z wielu poetów nad Zatoką San Fran- cisco. Większość z nich pisze po angielsku, ale są i piszący po hiszpańsku, po grecku, po nie- miecku, po rosyjsku. Choćby ktoś z nich miał rozgłos, w codziennych stosunkach z ludźmi jest anonimem, a więc znów jednym z wielu, w innym, szerszym znaczeniu”6. Takie stwier- dzenie anty-wieszczowie, everymańskie, zu- pełnie przeciwstawne polskiej charyzmatycz- nej tradycji poety, stanowi dziś konieczność, duchowy warunek samodzielności, a więc i wolności. Zapewnia niefałszowany status człowieka, kontakt z rzeczywistością pozba- wiony resentymentów, realne ujęcie sytuacji
48 LiryDram październik–grudzień 2022






























































































   48   49   50   51   52