Page 51 - 37_Lirydram_2022
P. 51

osobowej, a przecież bez tego punktu wyjścia nie ma osobowości, nie ma materiału, który powinien się manifestować w dziele. Dogadza nam ten Miłosz pełen sprzeczno- ści, gdyż nasza kondycja ufundowana jest na sprzecznościach i grze pozorów, na przy- tłoczeniu przez nie i świadomości, że tylko in- stynktownie lub „fideistycznie” czujemy całą fałszywość Współczesnej Gry. Niekiedy – cóż na szczęście – to odczucie występuje w pew- nych aktach czy w interpretacji pewnych wy- darzeń. Ale zaraz stan normalny (najczęstszy) przytłacza je lub rozmazuje. Wizja moralna znika na rzecz widzeń cząstkowych. Poezja gubi się w prozie, w stwierdzeniu oczywisto- ści, które nie ma perspektywy. Krytyka nasza nie chce pod uwagę brać życia en soi, ale ży- cia nie można nie brać pod uwagę. Dlatego na miejsce wchodzą „ersatze”: raz ustano- wiona i sztywna hierarchia „nazwisk”, plotka, notowania na iluzorycznej giełdzie quasi-es- tetycznych wartości, towarzyskie powiązania, krótko mówiąc to wszystko, co się wydaje ży- ciem, bo przecież istnieje i funkcjonuje. Pisarz pełen sprzeczności „odruchowo” zjednuje so- bie sympatię czytelników. Krytyka wobec ta- kiego pisarza może zachowywać się różnie. Jednak na ogół niechętnie.
Kierowana instynktem samozachowawczym wybiera milczenie, jeśli pisarz ma „nazwisko”, atakuje bezpardonowo – jeśli nie ma „nazwi- ska”. Wbrew pozorom i sokratejskiej maksy- mie przyjacielem naszej krytyki literackiej nie jest prawda, ale bezprawie. Casus Miło- sza nastręcza pewne trudności eksplikacyjne. Bo to poeta administracyjnie wykreślony z li- sty obecnych, ale przecież ukazują się szkice o Miłoszu, jak choćby ten ze Zmiany warty. Skoro Błoński mógł, mogliby i inni. Widocznie za mało się upierają przy swoim. Dlaczego?
Krytyka literacka funkcjonuje również w po- wielaczowych wydawnictwach. I w nich, nie podlegających cenzurze, nie ukazał się ani jeden szkic o Miłoszu, chociaż opublikowano parę książek krytycznych.
Problem więc nie w postępowaniu cenzury, ale w splocie okoliczności, które tworzą i współ- wyznaczają aktualny stan naszej krytyki lite- rackiej. Nędzny. Bo jeden czy kilku Błońskich wiosny nie czyni. Natomiast „czarną wiosnę” mamy w tej literackiej telewizjadzie, którą ciągle animują panowie ze spółdzielni „Wi- taj-Żegnaj”. Casus Miłosza jest tym trudniej- szy dla krytyki, że zmusza ją do bycia tym, czym nie jest, a więc: inteligentną, wrażli- wą, pokorną, erudycyjną. W innym miejscu ustawia poprzeczkę. Krytyka zapomniała już o związkach poezji z życiem i nauczyła się mowy „toposów”, „paradygmatów”, „konfi- guracji”. Z takim „aparatem” można, od bie- dy, objaśnić wiersz Kupścia o porannym katzu, zatytułowany W gardle mi słowik chrobotał niemrawy, ale dzieło zawęźlone, wieloznacz- ne, trudne (w szlachetnym tego słowa znacze- niu) pozostaje poza polem obstrzału. Więcej, Kupść doceni „aparat”, bo „aparat” wydźwi- gnął go wzwyż. Miłosz może wykpić lub iro- nicznie stwierdzić:
Strukturaliści raczej się mylili
Więcej relacji przypisując słowu
Niż słowa unieść mogą bez śmieszności.
Wykpił „awangardzistów”, może strukturali- stów. Nie on, to jego czytelnik, który bez tru- du, zachowując metrykę strofy, zmieni choć jedno słowo w tekście. Nieufność wobec ludzi chwalących „żywot grabarza” nie da się po- godzić z pretensjami ustalania ideologii. Ta krytyka jest zła, ale nie debilna.
październik–grudzień 2022 LiryDram 49


























































































   49   50   51   52   53