Page 115 - Besson&Demona
P. 115
mógł być spokojnie ruszany pod siodłem. Bardzo mi się spodobał i poprosiłem dyrekto- ra Zoppiego o zezwolenie jeżdżenia na nim. Do końca mojej pracy w Kozienicach służył mi jako koń wierzchowy. Któregoś dnia wyjeżdżałem na przejażdżkę właśnie na Sygne- cie i w bramie stadniny spotkałem młodego człowieka – w długich butach i furażerce. Sprężyście stanął w postawie zasadniczej, zasalutował i przedstawił się: „Świdziński jestem”. Zapytał o pozwolenie zwiedzenia stadniny. Wówczas to nazwisko niewiele mi mówiło. Spieszyłem się, więc skierowałem go do koniuszego. Potem w Mosznej wielo- krotnie mi wymawiał, że potraktowałem go tak o cjalnie.
PAN SENATOR NA BALU PRÓBUJE, PRÓBUJE...
Lato przeszło na przygotowaniu sysaków do odsadu, a roczników do przekaza- nia do treningu na tor. Prywatne roczniaki odeszły do prywatnych stajen, a kozienickie zostały przydzielone do dwóch stajen państwowych. Jedną trenował Cieślak, a drugą Stanisław Ziemiański (ojciec Bogdana, a dziadek Krzysztofa). Stajnie te zimowały w Ju- linku, ośrodku treningowym stadniny Michała Bersona w Lesznie. Dżokejami zaś byli Walenty Stasiak i młodziutki Bogdan Ziemiański. Roczniaki zostały załadowane do wa- gonów i wysłane do Szymanowa, skąd poprowadziliśmy je pieszo do Julinka.
Jesień przebiegała spokojnie, a moim głównym zajęciem było opracowywanie planu kopulacyjnego na sezon 1949. Do Kozienic przychodziły klacze z likwidowanych stad- nin pełnej krwi w Michałowie i Albigowej oraz czasowo znajdujące się w innych stad- ninach przeznaczonych do prowadzenia hodowli półkrwi. Rozliczenia kosztów pobytu w pensjonacie prywatnych klaczy i młodzieży dokonywano co miesiąc. Najwięcej koni miał senator Kurnatowski i często tak się składało, że przy okazji bytności w Warsza- wie rozliczenie zawoziłem mu na ulicę Myśliwiecką. Umówieni byliśmy na konkretną godzinę i wszystkie rachunki były skrupulatnie sprawdzane. Potem byłem zapraszany na bardzo eleganckie śniadanie podane na pięknej, starej porcelanie, a kryształowe kieliszki napełniano świetną wytrawną wiśniówką. W trakcie tych śniadań musiałem zdawać szczegółowe informacje o jego koniach znajdujących się w Kozienicach. Po- tem z kolei ja słuchałem jego bardzo ciekawych opowieści z czasów sprzed pierw- szej wojny światowej i międzywojnia – o polowaniach w Łochowie, o wizytach dygni- tarzy, między innymi wicehrabiego Paryża.
Z senatorem Kurnatowskim kojarzy mi się jego wizyta w Kozienicach. To było w sezonie kopulacyjnym. Akurat odbywała się próba, do której jak zawsze używany był Rapace. Interesował się tylko klaczami, które były w rui lub w nią wchodziły. Pan senator, przy- glądając się temu, wyraził dezaprobatę. „Rzecz rzeczowa – użył swojego ulubionego powiedzenia – gdybym wiedział, że mój zasłużony i doskonały Rapace będzie używany jako próbier, nigdy bym go do Kozienic nie przekazał”. Na to dyrektor Zoppi (stukając laską o ziemię i demonstrując wypiętym brzuchem ruchy „robaczkowe”) natychmiast
– 113 –
...O KOZIENICACH