Page 140 - Besson&Demona
P. 140
BESSON I DEMONA
Moszna, Wielkanoc, początek lat 60.
Od lewej: mój ojciec, pani Fingerhut,
Zofia Poźniakowa, moja matka i ja.
miłym i kulturalnym szefem. To był koniarz z krwi i kości, więc bardzo ła- two znaleźliśmy wspólny język. Nieraz dzieliłem się z nim moimi pomysła- mi na wykorzystanie Urszulanowa, a przede wszystkim Wawrzyńcowic do wychowu folblutów. Nie chciał jednak o tym słyszeć. Twierdził, że Moszna to piękny obiekt i wspaniała stajnia, jednym słowem – końska rezydencja (trzeba przyznać, że miał rację), a Wawrzyńcowice to zwykły PGR. Takie określenie – no cóż – nie było zaszczytem. PGR utożsamiany był bowiem z brudem, nieporządkiem i bałaganem.
Z Maciejem Świdzińskim współpracowało mi się idealnie. To był bar- dzo ambitny młody człowiek, obdarzony doskonałą pamięcią, pracowity, punktualny. Był też przemiłym kolegą. Nasza znajomość szybko przero- dziła się w przyjaźń. Jednak w stosunkach służbowych Maciek zawsze
– 138 –