Page 152 - Besson&Demona
P. 152
BESSON I DEMONA
KAMIEŃ SPADŁ MI Z SERCA
Z Kozienicami dokonaliśmy wymiany Saluta na Sygneta (Zuccarello – Solaria po Havresac II). Obydwa pochodziły z hodowli włoskiej, obydwa miały podobną karie- rę wyścigową. Może Sygnet był trochę lepszy. Startował w Derby jako faworyt, a za lidera miał Saluta. Salut poprowadził wyścig, Sygnet, niestety, został na starcie. Był mocniejszej budowy, może nieco „w kwadracie”, miał długą szyję i ładną głowę. Na sezon 1953 były zatem do dyspozycji Maciek, Sygnet i Sonnenorden. Skończyły się głupie kawały zamieniania w boksie dosyć podobnych Maćka i Saluta. Wykańczaliśmy stajnię boksową w Wawrzyńcowicach, obok której znajdował się padok zimowy (na piaszczystym podłożu) w kształcie elipsy. Wokół była wygrodzona bieżnia o długości 400 metrów do galopowania roczniaków. Późną jesienią przeprowadziliśmy grupę odsadków, którą prowadziły dwie matki z nieodsadzonymi źrebakami. Ten tabun spokojnie przeszedł przez wieś, a potem leśną drogą do Wawrzyńcowic. Lament się zaczął, kiedy źrebaki zostały ulokowane pojedynczo w boksach: klaczki z jednej strony stajni, ogierki z drugiej. Nie zawsze więc stały koło siebie, tak jak były przyzwyczajone w Mosznej po odsadzie, po dwa w boksie.
Po tej przeprowadzce kamień spadł mi z serca. Nareszcie roczniaki miały znakomite warunki wychowu. Tyle tylko, że gdy były w Mosznej, miałem możliwość o wiele czę- ściej je obserwować. Starałem się jednak dojeżdżać raz dziennie, a często i dwa razy. Oczywiście bryczką lub konno.
Jesienią przyszły z toru do celów sportowych Limit (Łeb w Łeb – Lisetta) i Poszum (San II – Poznanianka). Chcieliśmy wciągnąć do sportu dwóch, trzech masztalerzy. Z Niechlo- wa, po zlikwidowaniu tamtejszej stadniny i sekcji jeździeckiej, dostaliśmy Adena xx (Na- rzes – Jawa II po Parachute). Był to koń dosyć drobny, ale bardzo skoczny.
Z młodzieżą ordingów mieliśmy kłopoty zdrowotne. Wiele z nich, zwłaszcza ogierki w Urszulanowie, miały problemy z oczami, których skutkiem była ślepota na jedno oko, a czasem obydwa. Była to tak zwana ślepota miesięczna. Młodzież pełnej krwi też na nią zapadała, ale o wiele rzadziej. Leczył je prof. Szczudłowski z Wrocławia i dosyć często przyjeżdżał ze swoim młodym asystentem dr. Andrzejem Modrakowskim, któ- ry specjalizował się w chorobach kończyn. Wiele razy pomagał nam, kiedy pojawiały się problemy, głównie ze ścięgnami.
BARDZO KOSZTOWNA SŁOMA
Ta zima była dosyć długa i śnieżna, tak że treningi urządzaliśmy na przemian w ujeżdżalni i w terenie. Wyźrebienia zaczęły się na początku stycznia i trwały do koń- ca kwietnia, więc noce często mieliśmy zarwane. Próby zaczynaliśmy zawsze od po-
– 150 –