Page 221 - Besson&Demona
P. 221

się duże skrzyżowanie ulic Rozbrat i Myśliwieckiej. W zawodach wzięły udział stada ogierów, między innymi ze Starogardu Gdańskiego, Gniezna, Sierakowa i Bogusła- wic oraz stadniny Racot i Posadowo. Startował również były dyrektor zlikwidowa- nej stadniny w Mchowie, który został przeniesiony do Krosnowic, dokąd zabrał jako konia służbowego jedną z importowanych z Francji angloarabek o imieniu Sauge, córkę ogiera Vlan (Chef de Race). Niestety, to, co zaprezentował podczas startu, dalekie było od zasad sztuki jeździeckiej, natomiast Sauge skakała fenomenalnie. Zachwycały mnie jej możliwości. Stojący obok mnie Andrzej Orłoś, wówczas młody chłopiec, powiedział mi, że na torze, w stajni u Pasternaka, jest w treningu jej syn. Wykorzystałem tę wiadomość i wcześnie rano byłem już w stajni. Pokazano mi owe- go syna Sauge. No cóż, byłem rozczarowany, kiedy zobaczyłem ogierka po Froncie (widziałem go już w Przysiece). Przebudowany w przodzie, ze stosunkowo słabym zadem, sterczącą rzadką grzywą i ubogim ogonem – nie ma co kryć, nie wzbudzał zachwytu. Było w nim jednak coś, co kazało mi się o niego starać. Odpowiedzialnym za stajnie wyścigowe był wówczas mjr Leon Kon. Zapytałem go, czy mógłbym wziąć ogierka z toru. „Jeszcze się nie urwał, musi dalej biegać” – usłyszałem. Poprosiłem, żeby pamiętał o mojej prośbie i aby mnie zawiadomił, jak tylko będzie do wycofania. Po kilkunastu dniach dostałem od mjr. Kona kartkę: „Besson do wzięcia”. Postarałem się o przydzielenie nam jeszcze dwóch czteroletnich folblutów: Arguna (Chenonceaux i Zugspitze) oraz Adafnisa (Łeb w Łeb i Dafne). I tak jesienią pojawiły się u nas te trzy konie jako dobra zapowiedź koni sportowych. Adafnisa dostał Maciej, ja wziąłem Bessona i chwilowo do leczenia Arguna. Wszystkie trzy zostały wykastro- wane, błędy w budowie nie kwali kowały ich bowiem na reproduktory, a w pracy tre- ningowej i na zawodach łatwiejsze są wałachy.
Kiedy brałem je ze Służewca, dżokej Krysiak ostrzegał, abym uważał z Bessonem. Mó- wił, że ma bardzo trudny charakter, że podczas wyścigu wyłamuje, że nosi po krza- kach... Pomyślałem – no cóż, zobaczymy.
Na pierwszą jazdę wziąłem Bessona do ujeżdżalni, przed stajnią nie dał na siebie wsiąść. Postawiłem go głową do rogu, dwóch masztalerzy go trzymało, a trzeci mnie podsadził. Próbował się oswobodzić, w końcu jednak pogodził się z sytuacją i kilka mi- nut chodził spokojnie. Zsiadłem, dałem mu kostkę cukru i znów powtórzyliśmy próbę wsiadania. Tym razem już się nie bronił. Po jeździe dostał oczywiście cukier. Następ- nego dnia wsiadanie (jeszcze z podsadzaniem) odbyło się na środku ujeżdżalni, ale Besson był już do mnie przyjaźniej usposobiony. Tyle tylko że upominał się o cukier (zdaje się, że był troszeczkę przekupny). Po kilku dniach wyprowadzałem go już sam, zakładałem wodze na szyję i po strzemieniu wsiadałem bez trudu.
Nie myślałem wówczas, że rozpoczyna się nasz przyjacielski związek, który potrwa ponad trzydzieści lat. Że właśnie z tym koniem przeżyję tyle emocji, wzruszeń, od- niosę tyle zwycięstw... Besson okazał się najspokojniejszym koniem, na jakim jeź- dziłem. Bardzo mądrym, obdarzonym doskonałą pamięcią, więc postępy w pracy
– 219 –
... O SPORCIE


































































































   219   220   221   222   223