Page 23 - Besson&Demona
P. 23

...O RODZINIE
darzyła. A przecież całe życie poświęciła najpierw dzieciom, potem wnu- kom. Muszę podkreślić, że ani ja, ani żadne z mojego rodzeństwa nigdy nie zostaliśmy uderzeni ani przez ojca, ani przez matkę. Najgorszą karą, ja- ka mnie spotykała po jakimś większym lub mniejszym przeskrobaniu, była długa przemowa matki. „Czy ty nie masz ambicji? Podważyłeś moje zaufa- nie!” – słyszę jej głos i myślę, że już wolałbym dostać to lanie, niż słuchać jej tyrady. A przecież zapamiętałem te lekcje na całe życie.
O tym, jak wrażliwym i prawym człowiekiem była moja matka, która uczucia skrywała pod pozornym chłodem, najlepiej wiedział ojciec, dla- tego w dniu moich czternastych urodzin pisał do mnie tak: Jeśli Synku pójdziesz przez życie z wiarą w Boga i drogą wskazaną Ci przez Twoją ukochaną Mamusię, choć nieraz trudno i ciężko Ci będzie, to jednak bę- dziesz miał zadowolenie wewnętrzne i staniesz się prawym i dzielnym człowiekiem.
List ocalał z zawieruchy dziejów, a rady, którymi wówczas mnie, czterna- stoletniego młodzieńca, ojciec obdarowywał, zapadły mi w pamięć.
Uwielbiałem wspólnie z ojcem obchodzić gospodarstwo, rozmawiać z nim o koniach, hodowli, objeżdżać lasy i pola, a wreszcie uczyć się konnej jaz- dy. Jego cieszyło to moje zainteresowanie gospodarstwem, więc siłą rzeczy poświęcał mi znacznie więcej czasu niż rodzeństwu. Kiedy skończyłem sie- dem lat, zaczął zabierać mnie na konne przejażdżki. Także w charakterze furmana, początkowo zaprzęgiem kuców – w tej roli występowały Baby (mój pierwszy wierzchowiec) i Baśka (towarzyszka moich sióstr).
– 21 –
Słupia, 1929 r.
Na wózku siedzą moje siostry Anula
i Zosia, w zaprzęgu kuce Baby i Baśka. Ja powożę.


































































































   21   22   23   24   25