Page 36 - Besson&Demona
P. 36
BESSON I DEMONA
Rytuał spożywania potraw w odpowiedniej kolejności był ściśle przestrzegany. Kiedy na stole pojawiały się ryby, dla nas dzieci zaczynała się gehenna – należało je starannie obrać. Tym bardziej było to stresujące, że na górze (jadalnia była na parterze) czekały pre- zenty od Aniołka. Gdy wieczerza miała się ku końcowi, ktoś ze starszych dyskretnie wy- chodził do salonu, zapalał świeczki na drzewku, otwierał drzwi i dzwonkiem dawał znać, że Aniołek zaprasza pod choinkę. Wówczas wolno nam było wstać od stołu i udać się na górę. Moje młodsze siostry dzielnie pokonywały dość strome schody na pierwsze piętro. Mnie rodzice trochę przytrzymywali, bym ich nie wyprzedził. Na progu salonu stawaliśmy jak zaczarowani. Choinka mieniła się światełkami, błyszczały bombki, a wokół drzewka leżały pięknie zapakowane prezenty. Trudno opisać szczęście, kiedy z wypiekami na twa- rzach oglądaliśmy i pokazywaliśmy podarki. Któregoś roku dostałem bat, to znów jan- czary (dzwonki do sanek) i choć później były przedmiotem wspólnego użytku, to miałem jednak poczucie własności. Kiedy byłem, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, młodszym nasto- latkiem, Aniołek przyniósł mi jedenastostrzałową małokalibrową FN, później zaś strzel- bę kaliber 26 z kurkami. Strzelba ta na szczęście została szybko sprzedana. Na szczęście, gdyż strzelało się z niej nabojami z dymnego prochu, a FN służyła mi do wojny. W 1939 roku, w październiku, wraz z innymi strzelbami, została zakopana w młodym zagajniku (dzisiaj to już 75-letni starodrzew) przylegającym do starego cmentarza. Niedawno cmen- tarz został powiększony kosztem tego starodrzewu i nie jestem pewien, czy moja strzelba nie zakłóca wiecznego odpoczynku któregoś z mieszkańców tego miejsca.
Wracając do wieczoru wigilijnego... Kiedy ochłonęliśmy z wrażenia po podarunkowych emocjach, przychodził czas na kawę, herbatę i słodkości. Tego wieczoru alkoholu nie podawano. Przed północą wyruszaliśmy do kościoła na pasterkę. Zawsze ogromne wra- żenie robiło na mnie to nocne nabożeństwo, ta moc, gdy cały kościół wypełniała pieśń „Bóg się rodzi”.
WINO UCHODZI...
Pierwszy dzień Świąt zwykle spędzaliśmy w domu, w gronie rodzinnym, nato- miast drugiego dnia albo do nas przyjeżdżali sąsiedzi, albo starsi i starsze rodzeństwo jechali do sąsiadów. Natomiast sylwestry odbywały się zwykle u nas. Przeważnie w tym dniu organizowano polowanie, a potem była kolacja i zabawa z tańcami, nieraz do świtu. Z czasem i my – ja i siostry – mogliśmy brać udział w zabawie sylwestrowej. Ferie na Boże Narodzenie trwały do 6 stycznia, do święta Trzech Króli, po których trzeba było wracać do szkoły. Ponieważ w Wigilię jest post, a niedziela znosi posty, przeto gdy Wigilia wypadała w niedzielę, niektórzy obchodzili ją w sobotę. Taka sytuacja zaistniała, gdy miałem 12 czy 13 lat. U nas zasiedliśmy do wieczerzy 23 grudnia w sobotę, natomiast nasi sąsiedzi, pań- stwo Sikorscy w oddalonym o pięć kilometrów Raszkowie, obchodzili ją w niedzielę. Ktoś
– 34 –