Page 37 - Besson&Demona
P. 37
poddał myśl, aby przebrać się za kolędników i pojechać do Raszkowa, gdy oni tam będą siedzieć przy wigilijnym stole. Pomysł spotkał się z ogólną aprobatą, szybko też została ułożona kolęda na melodię „Wśród nocnej ciszy”. Pierwszej zwrotki już nie pamiętam, na pewno kończyła się słowami „wino uchodzi”, a dalej było tak:
Do Raszkowa pospieszajcie,
Tatę z betów wyciągajcie,
Na smutek Mamie,
Przyszli, znaleźli Tatę w pierzynie, I wnet poznali po jego minie,
Że on butlę już szykuje,
I nas z miejsca poczęstuje, Na smutek Mamie.
W naszej kolędzie bohaterem był pan Sikorski, wówczas już starszy człowiek i wiel- ki oryginał, przez wszystkich nazywany Tatą. Poubierani w futra i kożuchy włosem do góry, z twarzami szczelnie osłoniętymi kołnierzami, ruszyliśmy do Raszkowa chyba w piętnaście osób, trzema parami sań. Nasz kulig pozbawiliśmy dzwonków, żeby jak najciszej podjechać pod – bardzo ładny – raszkowski dwór. Weszliśmy przez kuchnię. Prosiliśmy, aby nikt nas nie zdradził, obeszliśmy jadalnię i weszliśmy do przylegające- go pokoju, w którym mieszkał młody Władek Sikorski. Cały nasz chór ustawił się przed drzwiami do sali jadalnej i gdy otwarto je na oścież, zabrzmiała nasza kolęda. Pierwszy zareagował Władek. „Kto ich wpuścił do mojego pokoju? Okradną mnie!”, krzyczał zde- nerwowany. Nie zważając na jego oburzenie, śpiewaliśmy dalej. W pewnej chwili pani Sikorska poznała moją matkę po jej charakterystycznych oczach i uradowana zawołała: „Przecież to Zosia!”. Po tym zdemaskowaniu musieliśmy jeszcze raz odśpiewać naszą kolędę. Po zakończeniu wieczerzy rozpoczął się bardzo miły, wesoły wieczór.
KRZYŻANOWICKI LETNI CZAS
Lato najczęściej spędzaliśmy w Krzyżanowicach. Uwielbialiśmy tam przyjeżdżać. W tym niedużym domu, gdzie na piętrze były tylko trzy pokoje gościnne, panowała at- mosfera znacznie swobodniejsza niż w Słupi. Jako dzieci, ja, moje siostry bliźniaczki, na- sze rodzeństwo przyrodnie – brat Roman starszy ode mnie o osiem lat i siostra Maria (Malwa) o siedem – przebywaliśmy w Krzyżanowicach od wiosny do późnej jesieni. Krzyżanowicki dom, nieco przebudowany, nadal stoi około stu metrów od stajen w po- dwórzu, w małym parku (który nam, wówczas maluchom, wydawał się ogromny), na skarpie, u której podnóża położone było naturalne pastwisko dla koni – w kształcie podkowy otulonej wstęgą Nidy. Od strony północnej ciągnie się dosyć wysoki masyw
– 35 –
...O RODZINIE