Page 77 - Besson&Demona
P. 77
się na szosie. W Krzyżanowicach (4 km od szosy) panował jednak spokój. Wieczór był dla mnie bardzo bolesny, trzeba było bowiem z tej spuchniętej nogi zdjąć but. Matka chciała rozciąć cholewę, ale ponieważ były to bardzo porządne buty (od szewca Mar- ka), na ich przecięcie się nie zgodziłem. Dwie osoby mnie trzymały, a dwie ściągały but. Jakie to było miłe, lepiej nie wspominać.
Kiedy operacja zdejmowania buta została zakończona, na nodze w całej okazałości ukazało się odbite końskie kopyto, tyle tylko że skóra nie była przecięta. Po latach prześwietlenie wykazało, że kość musiała być pęknięta na znacznej długości, ale tam- tego wieczoru po prostu założono mi chłodzący opatrunek i poszedłem spać. Następ- ne trzy noce znów jechałem konno, lecz tym razem wyglądałem jak strzelec konny z 10. PSK z Łańcuta, o którym śpiewano żurawiejkę: „W jednym łapciu, w jednym bu- cie chodzi strzelec po Łańcucie”.
Ojciec wyprawił całą rodzinę do Krzyżanowic, a sam został w Słupi. Jednak gdy pierwsze oddziały niemieckie wkraczały do wsi, wziął sztucer, wsiadł na Y. Tiricordi i koło drugiej w nocy dojechał do nas.
Postanowiono, że będziemy jechać nocami, a odpoczywać w dzień, aby uniknąć nalo- tów. Ruszyliśmy. Chcieliśmy przed świtem dojechać do Wójczy, majątku kuzyna ojca, Michała Popiela. Wójcza leży między Solcem a Pacanowem, czyli niedaleko Wisły, któ- rą postanowiliśmy przekroczyć następnej nocy w Szczucinie.
Ponieważ front przesuwał się szybko, przeto została podjęta decyzja jechania za San, a w najgorszym wypadku do naszych krewnych na Polesie. Biwakując w jakimś mająt- ku położonym niedaleko Stalowej Woli, patrzyliśmy, jak bombardowane jest to prze- mysłowe miasto.
Na postojach moim zadaniem było ulokowanie koni, napojenie ich i nakarmienie. Zda- waliśmy sobie sprawę, że od ich sprawności może zależeć nasze życie. Pojechaliśmy przez Majdan i na południe od Niska promem przepłynęliśmy przez San, dalej koło Biłgoraja dojechaliśmy do Krasnobrodu, majątku pana Fudakowskiego. Pałac i budynki gospodarcze były zajęte przez licznych, jak my, uciekinierów. Skierowano nas do fol- warku odległego o kilka kilometrów. Po ominięciu Hrubieszowa dojechaliśmy w okolice Horodła, gdzie mieliśmy przekroczyć Bug. Dostaliśmy jednak wiadomość, że za dwie godziny most będzie wysadzony, więc nie zatrzymując się, jechaliśmy prosto do mia- steczka. Przed mostem zamieszanie było potworne – ciemna noc, szosa zapchana woj- skiem, uciekinierami na wozach i pieszymi. Jacyś wojskowi próbowali uporządkować tę przeprawę, jednocześnie poganiając, aby szybciej przejeżdżać przez most. Na ostatnim odcinku zakulała Velvetka, która szła w zaprzęgu w pierwszej bryczce w parze z drugą klaczą. Obie miały źrebięta, które się ich trzymały.
Wyprzęgliśmy Velvetkę, została uwiązana za jednym z ostatnich wozów, a na jej miejsce przyszła młoda klacz wycofana z remontu. Źrebak Velvetki został razem ze
– 75 –
...O WOJNIE