Page 79 - Besson&Demona
P. 79
Manewr się udał i szczęśliwie dojechaliśmy do Bugu. Przekroczyliśmy go brodem pod Dubienką. W ten sposób znaleźliśmy się w stre e zajętej już przez Niemców. Zatrzymano nas na szosie, dokładnie sprawdzono papiery i kazano jechać dalej do następnej kontroli. Tu dowódcą był młody o cer. Wpadła mu w oko nasza trzylet- nia doskonała gniada klacz wysokiej półkrwi idąca w zaprzęgu w powozie powo- żonym przez moją matkę. Zabrał tę klacz, a w zamian dał polskiego wojskowego wałacha odparzonego pod siodłem. Okazał się on bardzo dobrym koniem i dzielnie nam służył do 13 stycznia 1945 roku. Zabrano nam również wóz – platformę na samochodowych kołach, a w zamian dostaliśmy parę miejscowych koni z wozem i drugi mały wóz lubelski.
Ludzi młodych i zdrowych spędzano do obozu, aby wywieźć na roboty. Ten młody o - cer wypatrzył wśród nas rosłego i silnego chłopaka powożącego czwórką. Kazał mu zejść z wozu i iść do obozu. Wówczas ojciec szepnął do chłopaka: „Zejdź, popraw coś przy uprzęży i wejdź między konie”. I to się udało.
Na wschód jechaliśmy jeszcze przez wolną Polskę, ale droga powrotna wiodła już przez pola walki, spalone wsie, porozbijane wozy, końskie trupy i niepochowanych żołnierzy. Nie pamiętam już, gdzie nocowaliśmy, ale tego dnia zrobiliśmy sto dwadzieścia kilo- metrów. Myśmy to jakoś wytrzymali, ale dla koni to był prawdziwy egzamin. Świetnie go zdały – po dwóch tygodniach intensywnej jazdy bez większego zmęczenia pokonały tak duży dystans. Także źrebięta nieźle zniosły ten ogromny wysiłek.
NIGDY MI TAK NIE SMAKOWAŁ CHLEB Z MIODEM
Obraliśmy kierunek na Lublin. Chcieliśmy się dostać do Krzesimowa, ma- jątku mego wuja, ciotecznego brata matki (zginie potem w Katyniu). Zastaliśmy dom pełen uciekinierów jak my, krewnych i znajomych. Po rozmieszczeniu i nakarmieniu koni i ja zostałem nakarmiony przez moją kuzynkę pajdami świeżego chleba z mio- dem. Do dziś pamiętam jego smak i zapach. Potem już nigdy żaden chleb mi tak nie smakował. Nazajutrz ruszyliśmy do Bychawy, do pana Antoniego Budnego. Po noc- nym wypoczynku rano, koło szóstej, wyszedłem, aby nakarmić konie. Moim oczom ukazał się, jak na sytuację, w której się znaleźliśmy, widok zadziwiający. Wokół gazonu kłusowała stajnia wyścigowa. Były między nimi znakomite konie znane z warszaw- skiego toru. Patrzyłem na te wspaniałe zwierzęta oszołomiony, wzruszony i lekko za- szokowany – miałem poczucie, jakby czas cofnął się o trzy tygodnie.
Nagle skończyła się piękna pogoda, zaczął padać deszcz, upały ustąpiły ochłodzeniu. Jazda w tych warunkach stała się bardzo trudna i nieprzyjemna. Wisłę przekroczy- liśmy przez most pontonowy w Annopolu. Stały most w czasie walk został zniszczo- ny. Przemoczeni dojechaliśmy do Czyżowa, do majątku pana Józefa Targowskiego. Do pięknego pałacu wchodziłem, mając pełno wody w butach. Po raz pierwszy w moim
– 77 –
...O WOJNIE