Page 78 - Besson&Demona
P. 78

BESSON I DEMONA
swoim towarzyszem przy pierwszym zaprzęgu. W tym całym zamieszaniu Velvetka zorientowała się, że nie ma przy niej źrebaka, zaczęła rżeć i szarpać się, aż w końcu się urwała i pogalopowała w ciemną noc.
Nie mogliśmy na nią czekać ani jej szukać, musieliśmy szybko z całą kolumną przeje- chać Bug. I tak zaginęła wspaniała klacz, która w swojej karierze wyścigowej w jednym tygodniu wygrała w sobotę wyścig płaski, w środę płoty, a w niedzielę stiple. Tamtej okropnej nocy jej źrebak, klaczka, uratowała się, podobnie jak jej półsiostra. Obie prze- padły 13 stycznia 1944 roku zabrane przez wojsko sowieckie.
Z Horodła, omijając Włodzimierz Wołyński, pojechaliśmy w kierunku Polesia. Przecię- liśmy szosę Kowel – Łuck. Dojechaliśmy do Trojanówki i w pobliżu tego miasteczka zatrzymaliśmy się w jakimś gospodarstwie, w stodole. Był 17 września...
ZNALEŹLIŚMY SIĘ W KLESZCZACH
Wuj Rudziński pojechał do Trojanówki zasięgnąć języka, wrócił jednak po chwili ze straszną wiadomością: wojska sowieckie przekroczyły granicę, a Żydzi, polscy Białoru- sini i Ukraińcy chodzą po ulicach z czerwonymi opaskami. Znaleźliśmy się w kleszczach. Po przejechaniu około siedmiuset kilometrów w czternaście dni (średnio dziennie pięć- dziesiąt kilometrów) w skrajnie trudnych warunkach znaleźliśmy się w sytuacji właściwie bez wyjścia, i to tak daleko od domu. Trzeba było jednak natychmiast coś zdecydować. Wybraliśmy mniejsze zło – wracamy.
Rezygnując z odpoczynku po całonocnej jeździe, nakarmiliśmy konie, załadowaliśmy rzeczy na wozy i tym razem już w dzień wyruszyliśmy w drogę powrotną. W jednej ze wsi zatrzymała nas bojówka ukraińska, po przeprowadzeniu pobieżnej rewizji zabrali nam broń. Mnie kazali zejść z konia i trzymać ręce do góry. Obmacali mnie dokładnie i znaleźli w kieszeni pistolet. To był bardzo składny walter kaliber 7, pistolet mojej mat- ki. Kazali mi go oddać. Powoli wyjmowałem pistolet z kieszeni, w pewnym momencie nacisnąłem sprężynę i magazynek z kulami wyrzuciłem do przydrożnego stawu. Wście- kli odebrali mi pistolet, dostałem też nim po głowie. Na szczęście nic więcej nie wzięli i pozwolili nam odjechać. Po drodze spotkaliśmy jakiś oddział przedzierający się do Ru- munii. Dołączył do nich Andrzej Rudziński, dosiadając jednej z trzyletnich klaczy.
I tak, przejechawszy kilkanaście kilometrów, dotarliśmy do majątku, w którym zatrzy- maliśmy się poprzedniego dnia. Chcieliśmy tam przenocować, tej doby konie miały bo- wiem w nogach już blisko sto kilometrów. Pana domu nie zastaliśmy, on również wyjechał w kierunku zachodnim, ale zaufany człowiek uprzedził nas, że w następnej wsi czeka bo- jówka ukraińska. Mieli zamiar zabrać nam konie i wszystkie rzeczy i w najlepszym razie puścić, i pewnie nie wszystkich, piechotą i boso.
W tej sytuacji zrezygnowaliśmy z odpoczynku. Napoiwszy konie ruszyliśmy, ale inną dro- gą, omijając zasadzkę.
– 76 –


































































































   76   77   78   79   80