Page 83 - Besson&Demona
P. 83
NA SALI JEST NIELETNI
W czasach kiedy byłem jeszcze w domu, często w niedzielę po południu jeździliśmy z ojcem konno, aby ruszyć konie, a poza tym ojciec chciał mi zrobić przy- jemność, ponieważ uwielbiałem te przejażdżki. Którejś jesiennej niedzieli byliśmy umówieni na taki konny spacer. Po obiedzie pobiegłem do stajni, osiodłaliśmy ze sta- jennym Uroka III i Y. Tiricordi i podprowadziliśmy je pod dom. W drzwiach stanął ojciec, powiedział, że coś mu wypadło i nie może ze mną jechać, ale skoro konie już osiodłane, to, owszem, mogę pojechać ze stajennym.
Ruszyliśmy polną drogą do rewiru nazywanego aleją modrzewiową. Kiedy wyjeżdżali- śmy zza lasu, zobaczyliśmy kłusownika ze strzelbą. Chodził po terenie naszego obwodu łowieckiego. Znajdował się jakieś pięćset, sześćset metrów od lasu, po przeciwnej stro- nie były zabudowania wiejskie. Stajenny polecił mi przeciąć mu drogę od lasu, a sam miał go zajechać od wsi. Sądziliśmy, że właśnie tam będzie uciekał. Nie pamiętam, czy moja droga była krótsza, czy szybciej jechałem, ale o kilkanaście sekund wy- przedziłem stajennego i pierwszy dojechałem do kłusownika. W zasadzie nie bardzo wiedziałem, co mam w tej sytuacji zrobić. On natomiast przyklęknął na jedno kolano i z odległości dwóch metrów wycelował dubeltówkę prosto w moją głowę. Zdążyłem tylko zobaczyć dwa otwory luf wycelowane prosto we mnie. Nacisnął język spustowy jednej – nie wypaliła, drugiej – to samo. W tym momencie dojechał stajenny, skoczył na niego i odebrał mu broń. Miałem wielkie szczęście – gdyby strzelba wypaliła (obo- jętnie, z której lufy), z tej odległości rozniosłoby mi głowę.
Sprawa skończyła się w sądzie, gdzie występowałem jako świadek. Przed naszą odbywała się rozprawa o alimenty, podczas której bardzo obrazowo przedstawia- no różne fakty bardzo mnie interesujące. W pewnym momencie sędzia przerwał rozprawę, „ponieważ na sali jest nieletni”, i kazał mnie wyprowadzić. Miałem mu to bardzo za złe i czułem się mocno upokorzony. Sentencji wyroku w naszej sprawie już nie pamiętam, ale na ogół wyroki za kłusownictwo były łagodne. Nie było jed- nak wyroku za usiłowanie zabójstwa, sąd bowiem stwierdził, że kłusownik działał w obronie własnej, choć z mojej strony nic mu nie groziło.
Niektórzy kłusują w celu zdobycia mięsa, jednak większość traktuje kłusownictwo jako rodzaj sportu i ci ostatni są znacznie niebezpieczniejsi – nie wahają się przed oddaniem strzału do człowieka. W ten sposób podczas obławy na kłusowników zginął nasz sąsiad Edward Niemojewski.
Wracając do stosunków ze wsią – choć były poprawne, a właściwie dobre, to byli gospodarze, przeważnie małorolni, o lewicowym, a nawet komunistycznym nastawieniu, którzy starali się te stosunki popsuć. Na początku listopada 1939 ro- ku rodzice nawiązali kontakt z dyrektorem cukrowni w Częstocicach koło Ostrow- ca, którym był mąż kuzynki mojej matki, w sprawie zakupu tony cukru (oczywiście
– 81 –
...O WOJNIE