Page 105 - 39_LiryDram_2023
P. 105

w ciągłym, nigdy nie męczącym się sznurze silnym, zwartym.
Na zwartym, silnym sznurze jest ciągnięty ostatni potępiony w piekielnej kolekcji Rolan- do – Fenrir. Aby zrozumieć jego karę, trzeba odwołać się do skandynawskiego mitu. Mito- logiczny Fenrir, syn Lokiego, to ogromny wilk, którego szczęka podczas ziewania dotyka nieba, a żuchwa ziemi. Swoją wszechmocą zagrażał bogom, dlatego kazali spętać go magicznym sznurem Gleipnirem, uplecionym przez karły z „odgłosu stąpania kota, brody kobiety, korze- nia skały, ścięgien niedźwiedzia, oddechu ryby i śliny ptaka”. Tak obezwładniony ma doczekać do Ragnaröku, kiedy to wedle przepowiedni wyswobodzi się z więzów i podczas ostatniego starcia bogów pożre Odyna, a następnie zosta- nie zabity przez jego syna Widara.
Tyle mitologia streszczana za Wikipedią. Jak skandynawski pierwowzór ma się do uwiecz- nionego w Białej książce odpowiednika? Fenrir Rolando pozornie jest usłużną „złotą rączką”, dokonującą napraw w teatrze. W rzeczywisto- ści to anonimowy reżyser zbrodni, cichy sufler sączący do uszu aktorów zbrodnicze scena- riusze. Przez jego manipulacje ludzie rozwo- dzą się, popadają w alkoholizm lub depresję, popełniają samobójstwa, a nawet – jak jego rodzony brat – dopuszczają się morderstwa. Po śmierci Fenrira jego wilcze intrygi schodzą na psy, on sam zaś na smyczy zostaje uwią- zany do budy. Piekielny odpowiednik Gleip- nira ma, a jakże, magiczne właściwości – im bardziej zaciska się na jestestwie Fenrira, tym więcej nitek z niego spruwa:
Czułem jakieś zagęszczenie spersonifikowane i wielkie
dałem się wszyć w smycz Jego, ciągnął mnie teraz
za te nici, których kiedyś używałem, niewidzialne ciągnął
[...]
Fenrir haftowany w detalach bolesnych zaczął się pruć
coraz boleśniej pozbywany swej ukrytej, bogatej sierści
Mój nowy właściciel wołał już do mnie w gniewie
Do nogi, głupi psie, gdzieś ty się podziewał, Fenrirze?
Kim jest nowy właściciel spsiałego wilka, bijący go regularnie, by „nie zajmował swym bytem zbyt dużo miejsca”? Kim jest ten, który odbie- ra ostatnie pieśni Brunie i patrzy, jak prowa- dzona przez nią procesja „zakreśla kręgi sied- miokrotnie”? Kim jest wirujący wokół własnej osi kołtun, nawijający na siebie w opętańczym tańcu nitki potępieńczych historii?
Bianka Rolando nazywa go nie Szatanem, lecz Wijem. Woli tak, chociaż szaty noszone przez niego są utkane z ludzkich zbrodni, a posu- wiste wywijasy przypominają ruchy rajskiego kusiciela. Wij ma dość metafizycznych diet, chce odzyskać przedwieczną tuszę. Dlatego owija się ludzkimi zapętlonymi historiami, tuczy się kęskami piekielnych utłuczeńców, „wije się, wije, ściągając swe fałdy po daw- nym duchu”. Tryumfuje: „Ja także, jak bóg, rozlewam się, żerując na waszym rozgniece- niu”. Ten „Pan wielkiego majestatu głosi dziś całemu światu śmierć”. „Chóralnie ludzkim głosem” śpiewa piekielny antypsalm. Swo- ją strategię poetycką streszcza następująco: „Śpiewam po to, by niweczyć śpiewanie, to taka błyskotliwa gra z poezją”.
Ze skołtunionej gęstwy grzeszników Wij wy- supłuje Brunę (właściwie: „brunę”). Być mo- że wyróżnia ją dlatego, że sama zgrzeszyła
  kwiecień-czerwiec 2023 LiryDram 103




















































































   103   104   105   106   107