Page 107 - 39_LiryDram_2023
P. 107

o to, by obrosłe tuszą dusze zgubiły nadwagę swego bytu. W dążeniu do lotności pomagają bohaterom maszyny do ćwiczeń metafizycz- nych. Jedną z nich jest choćby zestaw gim- nastyczny Sensory Integration, na którym „zrzuca ciało” burdelowy dziwkarz zmarły na serce podczas seksu z prostytutką. Innym – najważniejszym – urządzeniem okazuje się natomiast... sama Bianca.
Bianca – „biała instruktorka aeroaerobiku” – na ziemi doskonaliła się w chłodzie i nieczu- łości. W zasadzie nie czyniła nic złego. Prze- ciwnie – żyła nawet „w dobrym stylu/ zrów- noważonej diety metafizycznej”, tyle tylko, że zamknęła się w sterylnej „pułapce zapro- jektowanej na siebie samą”. Nie dopuszcza- ła do siebie innych ludzi. Panicznie bała się skalać swoją biel barwami emocji. Ćwicząc się w splendid isolation, marzyła o tym, by:
Pozbyć się balastu głośnych opowieści wielkiego chrzanienia ze szklanką wina przekomarzania się i oglądania rannych w ramach dobrej nowiny non stop kolor.
Jej pośmiertna pokuta jest odwrotnością ży- ciowego celu. Bianca jako narracyjna „karu- zela metafizyczna” musi dźwigać na siedmiu ramionach ciężar cudzych historii. Wciąż, jak przed śmiercią, kręci się wokół własnej osi. Teraz jednak jej gimnastyka ma cel odśrod- kowy. Bianca wiruje, by zbawić innych. Na- wija na siebie czyśćcowe pieśni, żeby jej sa- mej nie wkręciło piekielne rondo Wija. Gdyby ktoś naszkicował z góry ten derwiszowy ta- niec, ze zdumieniem odkryłby na kartce zna- ny już wiersz konkretny. Karuzela rozkręcona – jak Ziemia – wokół własnej osi przypomina przecież rozpromienione słońce Bruny. O ile jednak piekielny mechanizm stanowi perpe- tuum mobile, o tyle tortura Bianki może się
skończyć, gdy wyczerpią się baterie czyśćco- wych opowieści. Lub – mówiąc inaczej – kiedy siły odśrodkowe przemogą moment własnego bezwładu i przeważą egocentryczną (dośrod- kową) narrację „białej instruktorki”. Przewodniczka po czyśćcu nieprzypadkowo wiruje wokół własnej osi. I nie dla poetyckie- go żartu centralna postać Białej (sic!) książ- ki nosi imię autorki. Tu się nie gra w kolory, tylko w credo i awatary. Czym bowiem tak naprawdę jest purgatoryjna tortura Bianki? Zaryzykuję tezę, że artystycznym – anarcho- mistycznym! – manifestem Rolando. Wspominałam już, że Biała książka, wedle słów autorki, ma być rodzajem „analizy zba- wicielskiej” zmarłego brata. Nie będę wcho- dzić w biografizm. Chcę tylko podkreślić, jak radykalne zadania Bianka Rolando wyzna- cza poezji. Podejmując trud pisania, poeta – „karuzela metafizyczna” – bierze na swoje barki ciężar cudzych opowieści. Może, ow- szem, karmić się nimi jak piekielny Wij, wi- rując beztrosko w literackim lunaparku. Mo- że jednak – i taka postawa wydaje się bliższa autorce – nie tyle zwabiać czy zabawiać, ile: zbawiać pieśnią.
Nie, nie chodzi tutaj o nawiedzone teorie po- ezji. Ani tym bardziej – Boże uchowaj! – o dog- matyczne bajania moralistów. Gdyby tak by- ło, pieśni Rolando rozpuściłyby się w błękicie morza, na wzór nieciała Blu. Autorka celowo ubarwia i rozszczepia na trzy odpryski swoje alter ego. Perspektywa Bianki wydaje się naj- szersza, najbardziej otwarta. Bohaterka mó- wi, że jej karuzelowate ciało to „niedoskonałe narzędzie kreślarskie” rozciągnięte jak cyrkiel pomiędzy Piekłem a Niebem. Jednym ramie- niem osadza się w stałym punkcie, drugim – kreśli nieskończone koła. Właśnie ze względu na sytuację otwarcia artystyczne credo Rolando
kwiecień-czerwiec 2023 LiryDram 105




























































































   105   106   107   108   109