Page 78 - 39_LiryDram_2023
P. 78

  Jan od Krzyża i Teresa z Ávili. Z kolei w apofa- tycznej antologii Agnieszki Kuciak podejmuje go dwójka poetów z całą pewnością mających za sobą przejście przez „ciemną noc duszy” – Sylwia i Schizus Ch.
Już sam nick Schizusa Ch. sugeruje, że jest on „odwróconym sobowtórem” Jezusa Chry- stusa, jednym z tych, którzy w towarzystwie Napoleonów i Hitlerów snują się po koryta- rzach szpitali psychiatrycznych. I rzeczywi- ście – Schizus z lubością drąży w wierszach motyw swego obłąkania. W „Domu duszy” wyznaje:
Mam urojenie, że żyję i całkiem chodzę po świecie,
a tak naprawdę leżę w domu duszy. Wciąż ukazują mi się tutaj ludzie,
a nie anioły. Mówią językiem człowieczym słowa: „Dzień dobry, co u pana słychać?”. A ja: „Dziękuję” – mówię – „Słychać głosy”.
Schizus Ch. tym się różni od mistyków uświę- conych przez Kanon i ogłoszonych doktora- mi Kościoła, że „dylemat trzech o” rozstrzy- gnął na korzyść obłąkania, negując tym samym świętość własnych wizji („oczekujący wciąż na przeszczep duszy,/ widz[i] w swych wizjach ekstatycznych tylko/ psychotropowy opłatek”). Nadmiar metafizyki rozsadza mu głowę i dlate- go łyka pastylki na urojenia, by te – nie będąc objawieniami – nie stały się czymś gorszym: dowodem opętania. Bohatera Kuciak przeraża możliwość nagłego nadejścia Szechiny. Ten strach najlepiej oddaje wiersz „Przypadek”:
Zapobiegawczo, żeby w jakimś ciemnym zaułku życia mnie nie napadł B.,
dziki jak diabli (żeby lepiej siedział
w swoim kościele, cicho, do przełknięcia jeszcze w pastylce hostii!), na tym stole
(bądź pochwalona stałość jego, powierzchnie
trochę kanciaste, coś co po ciemku nie pierzchnie!)
– już nie na gwiazdach – kładę ręce i jem jawę (proszku, proszeńku, rozpuśćże się na dnie dni!).
Schizus Ch. obawia się mglistości doświadczeń mistycznych. Woli twardą i dotkliwą powło- kę rzeczywistości (pisze: „Tylko powierzchnie mogą nas ocalić,/ żaden tonący się nie chwyta dna”). Po przeżyciu „ciemnej nocy” wcale już nie chce schodzić w głębinę twierdzy duchowej. Tam, na dnie duszy, normalni ludzie doszukują się „ziaren znaczeń”, ale on – „poeta schizo- frenik, wyleczony schizofrenik albo schizofre- nik tylko z urojenia” – wie, że z ziaren obłę- du mogą urosnąć jedynie „piołun i przepaść”. Antologijną siostrą w obłędzie jest dla Schi- zusa Ch. Sylwia. Nie tylko imieniem, lecz tak- że tragiczną (choć nieco podkręconą na po- trzeby mitu) biografią i chroniczną depresją przypomina ona inną „poetkę urazy” – Sylvię Plath. Obie imienniczki należą do „zakonu świętej Depresji”:
Jego regułą bezsenność i pełne umartwień milczenie,
nieustające niestety i czarne stygmaty żylety,
post całkowity od hormonu szczęścia, żeby do nieba wzlecieć – nie od razu – na pustym obłoku gazu.
Mimo żartobliwej wymowy i pozornie lekkiego tonu wiersz sygnowany przez Sylwię porusza kwestię niejasnych granic między objawie- niem, obłąkaniem i opętaniem, z którą przez wieki zmagali się mistycy. Opisując w Twier- dzy wewnętrznej niedowiarstwo małodusz- nych spowiedników, święta Teresa żali się:
76 LiryDram kwiecień-czerwiec 2023

















































































   76   77   78   79   80