Page 84 - 39_LiryDram_2023
P. 84

  na Osiedlu świętości takiej chciał dotknąć, pomacać, więc ciągle posiniaczona i podra- pana chodziła Andżela”. Bito ją, popychano, molestowano, opluwano, a na koniec zgwał- cono i uduszono. Wszystkie okrucieństwa do- znawane od współmieszkańców męczennica zamykała w słoikach – i te po jej śmierci wy- buchły w śmietniku, zatrzęsły jak zwiastuny apokalipsy całym Osiedlem.
Podobną do Andżeliki cichą męczennicą by- ła Vera Ikon. Również ona stała się obiektem niezdrowego podniecenia osiedlowych męż- czyzn. Przechwalali się pod Jerychem, kto jej co gdzie włożył i jak posunął, aż w końcu je- den z drugim się o nią pobili – i Egon Eme- ryt uderzony wałem korbowym przez Lalka Blacharza padł bez życia. Winę zwalono oczy- wiście na „nęcącą chłopów” Verę Ikon. Sa- mosąd dokonany przez zbiorowość na boisku Armagedon to istny popis przaśnopolskiego kołtuństwa. Dziewczyna o „prawdziwym ob- liczu” stała się kozłem ofiarnym – i nieważ- ne, że jej żywot posłużył jednocześnie Lidii Amejko do rozprawienia się z platońską kon- cepcją mimesis.
Lalkaśmy całkiem uniewinnili, bo narzędziem ciemnym tylko był w rękach symulakry z gołymi cyckami! [...] Potem z drągami, łopatami poszliśmy przystanki rozbijać i na ognisku wielkim pośrodku Osiedla Verę Ikon żeśmy spalili – prawdziwą!
Zaiste, prawdziwie wspaniałomyślne to roz- wiązanie ze strony ludzi, którzy – pamiętaj- my! – zostali kanonizowani tą samą narracją, co zamordowana przez nich święta. Mechanizm kozła ofiarnego – składania ofia- ry z jednostki na ołtarzu zbiorowości – na- pędza również historię świętego Landryna.
Kiedy mieszkańcom myśli przestały się mieścić w głowach i na ziemię się burą chlapą wylewa- ły, Landryn zgłosił na radzie osiedlowej – dla dobra wspólnego – projekt odnowicielski. Za- proponował mianowicie, żeby myślami dziu- ry w betonie zatykać, ale najpierw je ubarwić na różowo, bo na Osiedlu jest zbyt szaro i mo- notonnie. Mieszkańcy pomysłowi przyklasnę- li, ale nie wiedzieli, czym myśli pokolorować, zanim z głów powyciekają.
I wtedy – relacjonuje beznamiętnie narrator – jako że nic nie mogliśmy ustalić, ktoś myślą taką rzucił (ale kto? tego nikt przypomnieć sobie teraz nie potrafi), żeby samego Landryna po Osiedlu przegonić, bo Landryn cały
z tęczy był zrobiony, w kolorowych łaszkach chodził drobnymi kroczkami po Osiedlu i zawsze do wszystkich radośnie się kleił.
Przaśnopolska hipokryzja pozwala zamęczyć innego (bo kolorowy, bo miękki i lepki, bo gej), a jednocześnie na jego męczeństwie skorzystać. Landryn – pobity na śmierć przez sąsiadów – wypuszcza z siebie pierwotnie tylko jeden ko- lor: czerwony. Jednak już na drugi dzień zdarza się cud, widomy dowód świętości „tęczowego” – oto dziury w chodnikach i blokowiskach wy- pełniają się kolorowymi myślami, a betonowe szarości zmieniają w wielobarwne marmury. Zbrodnia zbiorowości na jednostce nie dość, że zostaje usankcjonowana przez cud archi- tektoniczny, to jeszcze powtarza się na innych osiedlach, które swoich „kolorowych” wyłapu- ją i dla spełnienia urbanistycznej utopii zamę- czają. Apokatastaza po przaśnopolsku ukazuje swoje złowrogie oblicze, kiedy Proboszcz – któ- ry wprawdzie Landrynowi ołtarzyk postawił, ale też zbrodniarzom hurtem winy odpuścił
82 LiryDram kwiecień-czerwiec 2023


























































































   82   83   84   85   86