Page 87 - 39_LiryDram_2023
P. 87
Boskie zaniechanie dotyczy jednak nie tylko osiedlowego osiłka (który koniec końców po- zwala się Stwórcy ucapić za duszę przy ma- szynie do napojów „na fitnesie”). W osiedlowej teologii Amejko Bóg notorycznie – częściej niż myślą, mową i uczynkiem – grzeszy zaniedba- niem. Swoich posłańców wysyła na ziemię je- dynie wtedy, gdy ktoś go wpiekli ostatecznie, jak choćby Cyryl, który za wszystkich na osiedlu zaczął umierać, aż się w niebie zrobiło manko- -umieranko. W pozostałych przypadkach dy- stansuje się od swoich stworzeń. I tylko czasem zerknie od niechcenia, jak z mrówczą przed- siębiorczością biorą we własne ręce interes zbawienia. Niezbyt dobrze o Bogu osiedlowym świadczy również fakt, że bywa niekiedy – jak w historii Landryna – cichym wspólnikiem lin- czów w stylu przaśnopolskim.
Grzech zaniechania nie uchodzi jednak Bo- gu bezkarnie. Za porzucenie ludzie żądają zadośćuczynienia, a tym zadośćuczynieniem okazuje się opowieść. Wtłaczanie zaś Wszech- mocnego w historię – to dopiero tortury nie z tej ziemi! O tym, jaką katorgą jest „ujęzycz- nianie” Stwórcy, czytamy w żywocie świę- tej Fabuły:
I wtedy Mu [Bogu] się przypomniało,
jak sam Opowieścią musiał zostać, żeby Go ludzie mogli pojąć. Jak język jakiś musiał sobie najpierw wydzierżawić [...]. Jak potem w garstkę liter się obrócił
i słów nie tak znowu wiele. Jak Go
na składnię nawleczono, pokłuto fleksją, na gramatykach ducha Jego rozciągnięto i łamano – każdego dnia. Jak granicami Go ściśnięto, choć ze wszystkiego się wylewał, wszystko przerastał.
A jeszcze to najgorsze, że Mu się śmiać nie było wolno.
Na szczęście Fabuła swoją wielowątkową opo- wieścią wybawia Boga z piekła jednoznacz- ności. Szechina spod Jerycha okazuje się nie- zwykle rozgadana – a jej rozplotkowani towa- rzysze od Absolutu chętnie ją ciągną za język. W każdym żywocie Bóg objawia się inaczej, niekiedy przeczy sam sobie, sam siebie szki- cuje i skreśla, ale przede wszystkim dobrze się bawi – „Śmieje się teraz Stwórca z Osie- dla swego i z siebie samego”.
Dzięki tej barwnej wielowątkowości teolin- gwizm Lidii Amejko przekracza granice ma- łodusznego polskiego grajdołu (co nie do koń- ca udaje się innej krytyczce przaśnopolskich osiedli – Joannie Bator). Wiąże się to z fi- lozoficznymi bonusami, jakie nam fundu- je. Niech czytelnika nie zwodzi pozorna pro- stackość bohaterów – wszystkie ich ruchy to istotne posunięcia na planszy dysput onto- logicznych. Każdy rozdział książki daje inną odpowiedź na temat istoty bytu (oczywiście zamiast górnolotnym słownictwem czy in- nymi „sofizgrulcami” autorka posługuje się dowcipem językowym, bogatą metaforyką i symboliką, neologizmami, stylizacją, a od biedy nawet... dziobakiem). Każdy też ma sporo do powiedzenia na temat relacji między człowiekiem, Bogiem a językiem.
Nie prawda punktowa, lBecz wielobarwna makata
óg Wszechznaczący w Żywotach świę- tych osiedlowych – zanim zmartwychwsta- nie w wieloznaczności – pozwala się ukrzy- żować jednoznacznością. Dzięki tej ofierze Stwórca zbliża się do swoich stworzeń, które już od czasu nadawania imion przez Adama są zamknięte w ograniczających prawdach punktowych.
kwiecień-czerwiec 2023 LiryDram 85