Page 89 - 39_LiryDram_2023
P. 89

Wstąpić zapragnął w siebie samego sprzed lat dwóch, piętnastu, dwudziestu i sprzed wczoraj. Wyborom swoim chciał zaprzeczyć, które piw niewypitych, dup niewydupczonych, niewydarzonych zdarzeń, mniejszego zła, prawej strony, gdy w lewo, lewej, gdy w prawo – inaczej mówiąc, JEGO SAMEGO pozbawiły go
na zawsze.
Cud dokonany przez Olafa autorka znowu od- daje metaforą konfekcyjną. Płynącą jednym korytem heraklitejską rzekę święty zamienia w „równo tkaną Płachtę Czasu”. Wszystkie możliwości i niemożliwości, dokonania i nie- dokonania mienią się teraz warstwami-łata- mi w wielobarwnym patchworku.
Za Olafa przewodem idzie oczywiście całe Osiedle. Wyzwolenie ze splotu plotek okazu- je się tym łatwiejsze, że pajęczyca Karpulska pęka ze złości. Jednak – jak to zwykle bywa w podszytej ironią narracji Amejko – koniec końców cud splata się z linczem, a świę- tość ujednoznacznia w umęczenie. Ludzie osiedlowi nie potrafią się zbyt długo cieszyć swoimi zwielokrotnionymi osobowościami, a zatrzymana rzeka heraklitejska cuchnie im jak szambo. Zaczynają tęsknić za intrygami Karpulskiej, której truchło tak niedawno roz- dusili dla pewności butelką i zakopali w głę- bokim dole. Tym razem ostrze wspólnoto- wego oskarżenia kieruje się przeciw Olafo- wi. Sąsiedzi urządzają polowanie i wyłapują rozpierzchnięte wersje „Tego, Któren Chciał Być Wszystkim”. Boisko Armagedon znowu staje się ołtarzem – tłum składa na nim ca- łopalną ofiarę z powiązanych (jednym zda- niem oczywiście!) olafowych utłuczeńców. Dla pewności historia niepokornego śmiałka zostaje przybita gwoździem proboszczowego
kazania. Wyklinając samozwańca, ksiądz grzmi z ambony, że:
z beli czasu tylko JEDNĄ nitkę każden może sobie wyskubać, a o CAŁYM materiale marzyć mu nawet nie wolno, bo z tego tylko rozwody się biorą, hermafrodyci i filmy Lyncza.
Lincz contra filmy Lyncha – mieszkańcy po- tulnie godzą się na ten obrachunek, w którym proporcja jest jak dawniej: jeden do jednego. A mimo to – zaznacza narrator – grzeszne ma- rzenie Olafa rozsiewa się po osiedlu jak włosy babiego lata. Bohater – a przynajmniej jedna z jego wersji – staje się też ocaleńcem dzięki narracji. „Olafa świętym tu robię” – kwituje ostro hagiograf – „Proboszczowi na poprzek”.
Piekło jednoznaczności, morze wszystkonicości
O
tra wszystko. W ziemskim rozrachunku – prze- grał, w kalkulacji niebiańskiej – zgarnął ku- mulację. Podobny los na loterii żywotów wy- ciągnął jego sąsiad Szopenchałer. Jak Szymon Słupnik tkwił ów bohater na ósmym piętrze wieżowca i cierpiał. Nie za miliony, nie jako dźgająca w oczy ofiara – cierpiał Szopencha- łer bez celu, bez sensu, a przede wszystkim: bez ludzkiego poklasku.
Opisując Szopenchałera, Lidia Amejko udo- słownia konwencjonalną metaforę „fala bólu”. „Morze cierpienia” faluje w ciele bohatera, niosąc ze sobą „żwir i tłuczone muszle, i kol- ce łupin od kasztanów”. Metafora morza uzy- skuje jednak swoją głębię w momencie, gdy nabiera charakteru mistycznego. Fizjologicz- ne męczeństwo bohatera przelewa się – i po- za swoimi granicami staje się męczeństwem
laf zagrał va banque o stawkę jeden con-
kwiecień-czerwiec 2023 LiryDram 87






















































































   87   88   89   90   91