Page 40 - 27_LiryDram_2020
P. 40

już z grubsza ułożony świat, miała swój język, anawetpoetykę.Iwidać,jakbardzojej trudno przestawić się na inne tory mówienia o sobie w nowej sytuacji, mówienia o szczę- śliwym związku i o zupełnie odmienionym przez to wszystko świecie. W ramach zim- nej, drwiącej, ironicznej mowy pragnie wypo- wiedzieć coś, co z trudem się w tej konwencji mieści. Ma być wypowiedziana miłość, i jeśli to możliwe, bez dwuznacznych uśmieszków. Zwieńczeniem tych usiłowań jest jeden z naj- piękniejszych wierszy, jakie ostatnio czyta- łem. Zaraz po wstępnej prozie poetyckiej (ry- mującej się wewnętrznie aż miło, przypomina się Paw królowej) natra amy na Devil’s fru- its: Jeśli mnie pokochasz, to nie będzie dobre,/ będzie zimne jak wszystko, czegokolwiek do- tknę. I dalej: A jeśli mi przypomnisz, że nadal mam serce, nie/ sprowadzaj mnie, proszę, do bezbronnej kreski.
3„Morderczy” wysiłek, słyszany z ust komen- tatora towarzyszącego kolarzom wspinającym się na kolejną tego dnia przełęcz, kojarzymy z nadludzkim trudem. Bywa również, że coś jest „mordercze” w stosunku do pewnej kon- wencji, dla pewnego stylu; mówimy tak, ma- jąc na myśli jakiś gest wymierzony w okre- śloną estetykę. W tym kontekście „mordercze ballady” byłyby ciosem zadanym kulturowej i wierszowej normie związanej z balladą. „Pani zabiła pana” – czyż nie to wyświetla się nam w pierwszej kolejności? Pogłos zbrodni zakon- serwowanej w romantycznym toposie balla- dowej niesamowitości, lecz również w charak- terystycznej dla folkloru, przekazywanej z ust do ust, nieraz spisywanej balladzie „dziadow- skiej”. Można więc czytać nową książkę Mar- ty Podgórnik i w tej perspektywie, traktując ją
jako zbiór tekstów rozprawiających się z ro- mantycznymi i popkulturowymi kliszami, kreujących nowy model ironicznej i – powiedz- my – okrutnej „ballady panieńskiej”. I jeszcze szerzej: jako ciąg dalszy demaskowania samej literatury, tych wszystkich gotowych zastoso- wań, usłużnych schematów szybko wyczerpu- jących konwencje przeżywania, odczytywania, szu adkowania, czyli wypełniające historycz- noliteracką pamięć klisze „liryczności”:
Pamięć
Pewnego dnia, a dzień ten nadejdzie Kochany, Ty i ja usiądziemy w rzędzie. Ty mi zarzucisz chciwość, a ja Tobie
płaszcz Na te wątłe ramionka copiątkowych kłamstw.
Pod unikalną jodłą byłam Tobie podłą Pod uschniętym jesionem brałeś mnie
za żonę
A co do jarzębiny, to płaczcie, dziewczyny
Pod dwustuletnim dębem ja płakać nie będę.
Więcej drzew nie pamiętam. Latem Zmiótł je pożar. Paliły się też serca, a wiatr Wiał od morza.
Myślę jednak, że współczesny odbiorca nie będzie pamiętał o tym głębszym zapleczu li- terackim i historycznym, ulegając pierwsze- mu skojarzeniu z Nickiem Cave’em i jego Murders Ballads. Trudno, żeby było inaczej, skoro sama autorka wrzuca nas w ten kory- tarz skojarzeń nie tylko samym tytułem, lecz również rozsianymi w książce subtelnymi alu- zjami. Między Mickiewiczem a Cave’em, mię-
38 LiryDram kwiecień-czerwiec 2020


































































































   38   39   40   41   42