Page 171 - 29_2020_LiryDram
P. 171

Nie byłem fanem. W przeciwieństwie do swych wspaniałych koleżanek. Od początku lat 80. to właśnie moja miłość Asia (najpięk- niejsza w klasie) i Ania (najpiękniejsza w in- nej klasie) należały do największych i najbar- dziej zwariowanych fanek kultowego zespołu, dlatego ja na przekór i bardzo ostentacyjnie (pomimo nostalgicznej sympatii dla Republi- ki) zawsze prezentowałem swój chłodny dy- stans do biało-czarnych pasów.
Grzegorz podjechał granatowym nissanem. Nowa limuzyna zrobiła na mnie ogromne wrażenie (większe chyba niż sam wielki ar- tysta), czego oczywiście nie dałem po sobie poznać. Byłem studentem warszawskiej ASP, bez grosza przy duszy, o stosunkowo umiar- kowanym obyciu w wielkim świecie, dlate- go błyszczące auto niebędące małym ani du- żym produktem motoryzacyjnym marki FSO
wydawało mi się niezwykle szykownym i eks- kluzywnym pojazdem – co oczywiście zgrzy- tało mi wtedy bardzo z wizerunkiem awan- gardowego artysty.
Może i mi coś zgrzytało, ale podwózka do Asi mi pasowała. Wrzuciłem swój plecak na tylne siedzenie, a sam usiadłem z przodu przy kierowcy. Obok miejsca pasażera wa- lało się kilka płyt CD i książka. Po okładce rozpoznałem, że są to opowiadania zebrane Bruno Schulza.
Zawsze interesowałem się Schulzem. Ja- ko student wydziału gra ki zastanawiałem się, czy na dyplom nie wykonać ilustracji do Sklepów cynamonowych i Sanatorium pod klepsydrą. Jednak w tamtym czasie najbliżej było mi do powieści Miguela de Cervantesa, czyli do problemów Don Kichota z La Man- chy, dlatego koniecznie zamierzałem odwie- dzić zabytkowy drewniany „Wiatrak Trzech Serc” w Mięćmierzu.
Spostrzegawczy „Obywatel G.C.” błyska- wicznie dostrzegł, na co zwróciłem uwa- gę. Wyświetlił się wspólny temat do rozmo- wy. Całą drogę do Kazimierza dyskutowali- śmy o tym, jak to Bruno Schulz z gwarnego i ekscytującego warszawskiego życia prze- nosił się wspomnieniami do utraconej kra- iny młodości. Podróż do odległego, senne- go i prowincjonalnego miasteczka była dla Grzegorza bardzo aktualnym tematem, po- nieważ Kazimierz Dolny nad Wisłą poza se- zonem właśnie taki był.
Dość szybko dojechaliśmy do miasta, po czym wjechaliśmy w małą uliczkę prowa- dzącą w stronę klasztoru, obok którego stał dom Grzegorza i Ani.
W niewielkim domu było dużo ludzi, poza Asią, Anią i jej siostrą był jeszcze Jurek To- lak, Leszek Biolik oraz nieznana mi wtedy
październik–grudzień 2020 LiryDram 169
Ania i Grzegorz
fot. archiwum Anny Skrobiszewskiej


































































































   169   170   171   172   173